Michael
Nie miałem ochoty iść do szkoły w poniedziałek, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że lepiej wyjdzie, jeśli się tam pojawię. Pokażę, że nic mnie to nie obchodzi i mam ich wszystkich w dupie.
Smash drażnił mnie jeszcze bardziej niż zawsze, bo gdy tylko na niego patrzyłem, myślałem o tym, że to pies Ivy. Co do cholery miałem z nim teraz zrobić? Podrzucić jej pod drzwi, choć wiedziałem, że jej rodzice nie pozwolą jej go mieć i trafi do schroniska? Wiedziałem, że Calum chętnie by go przygarnął, ale też nie mógł tego zrobić.
Właściwie miałem wrażenie, że moja mama za bardzo się do niego przyzwyczaiła i nie pozwoliłaby go nigdzie stąd zabrać. Ale ja nie mogłem go znieść. Byłem idiotą, że go w ogóle wtedy wziąłem, ale nie brałem pod uwagę tego, że w taki sposób może się to wszystko skończyć.
Ivy ciągle do mnie wydzwaniała i wypisywała, aż w końcu dała sobie spokój w niedzielę po południu. Czego do cholery mogła jeszcze chcieć? Chciała osobiście przekazać mi, że to ona zrobiła ze mnie kretyna? Nie mówiąc już o tym, że przyszła pod moje mieszkanie i ciągle pukała do drzwi, i musiałem ubrać słuchawki, żeby tego nie słyszeć. Nie miałem ochoty jej widzieć, nie miałem ochoty z nią rozmawiać, choć wiedziałem, że nie będę mógł tego uniknąć, skoro chodziliśmy razem do szkoły.
A w poniedziałki mieliśmy razem chemię na ostatniej godzinie.
- Och, już wstałeś - powiedziała mama, gdy zajrzała do mojego pokoju.
To nie było takie dziwne, że się obudziłem, skoro lekcje zaczynały się za jakieś 20 minut, więc nie wiedziałem, dlaczego ją to zdziwiło.
- Yhy - mruknąłem i wyciągnąłem z szafy jakąś w miarę czysto wyglądającą koszulkę.
Była trochę wygnieciona, ale pachniała w porządku i to było dla mnie wystarczające.
- Nie musisz iść dzisiaj do szkoły, jeśli nie chcesz.
Zatrzymałem się w połowie zakładania koszulki przez głowę tak, że materiał przysłonił mi cały widok. Mama wiedziała mniej więcej, co się stało, w końcu jak wróciłem do domu, zobaczyła mnie i trudno było mi ukryć mój niecodzienny wygląd. Ale nie wspomniałem jej nic o Ivy, oprócz tego, że nie chcę jej tutaj widzieć, dlatego musiała się domyślić, że miała coś z tym wspólnego.
- Idę - mruknąłem w końcu, ciągnąc za materiał w dół.
- Możesz zostać w domu, nie mam nic przeciwko, nie chcę, żebyś musiał się dzisiaj użerać znowu z tymi ludźmi.
Spojrzałem w jej stronę i zauważyłem, że była zmartwiona, choć starała się to ukryć.
- Zrobię ci coś dobrego do jedzenia, nawet nie będę narzekać, jeśli cały dzień będziesz grał i wyprowadzę za ciebie Smasha.
Uniosłem brwi ze zdziwieniem na jej słowa, bo jeszcze nigdy wcześniej mama nie zachowywała się w ten sposób. Jakby próbowała coś mi wynagrodzić. No może tylko raz robiła to samo, wtedy gdy tato nas zostawił.
Chyba nie myślała, że przejmowałem się opinią ludzi ze szkoły? Miałem to gdzieś, mogli sobie myśleć, co chcieli, mogli się ze mnie śmiać, nie obchodziło mnie to ani trochę. Byłem jedynie zły i zawiedziony samym sobą, że uwierzyłem Ivy.
Nigdy nie pomyślałbym, że odmówię zostania w domu i zrobienia sobie dnia wolnego od szkoły, ale pokręciłem przecząco głową.
- Nie, idę na lekcje.
- Och, ok - powiedziała mama, spoglądając na mnie z zaskoczoną miną. - Jesteś pewien?
Poprawiłem włosy w lustrze i skrzywiłem się lekko na ich jasnobrązowy kolor. Mimo tego, że ledwo co je pofarbowałem, miałem ochotę zrobić to znowu i zmienić je na najdziwniejszy kolor, jaki ktokolwiek mógł sobie wyobrazić.
- Tak, przestań zachowywać się, jakby ktoś umarł, ok? - mruknąłem i odwróciłem się w jej stronę.
- Ja nie... - zaczęła, po czym uśmiechnęła się nieznacznie. - W porządku, idź na lekcje, masz rację, nie masz powodu, żeby je opuścić.
Smash szczeknął głośno, jakby chciał przekazać, że się z nią zgadza, a ja spojrzałem z poirytowaniem w jego stronę.
- Znasz kogoś, kto chciałby go wziąć? - spytałem, na co mama spojrzała na mnie z oburzeniem.
Wzięła psa na ręce i przytuliła go do siebie, a ja przewróciłem oczami. Tak jak myślałem...
- Nikt go stąd nie zabierze - odpowiedziała, po czym dodała: - A ty się pośpiesz, bo spóźnisz się do szkoły.
Wyszła z mojego pokoju, zabierając Smasha ze sobą, a ja westchnąłem głośno. Zaczynałem trochę żałować, że nie skorzystałem z jej propozycji, bo mógłbym teraz się wylegiwać i w ten sposób uniknąłbym widzenia Ivy.
Założyłem pasek plecaka na ramię i zabrałem telefon z komody, widząc kilka nieodebranych połączeń od Caluma. Gdy Ivy przestała do mnie wydzwaniać, to on zaczął mnie męczyć, choć pisałem mu wcześniej, żeby dał mi spokój.
Zapowiadał się naprawdę długi i męczący dzień.
*
Przez kilka godzin udało mi się jakoś unikać Ivy, ale wszyscy przypatrywali mi się i szeptali między sobą, jakby myśleli, że tego nie zauważę, a może nawet mieli to gdzieś, czy to widzę. Calum i Luke ciągle mnie męczyli i wypytywali o to, co się stało i czy pokłóciłem się z Ivy, ale rzucałem im tylko niezadowolone spojrzenia i nic nie mówiłem. Chciałem kompletnie zapomnieć o tym wszystkim.
Tyle, że na chemii niestety musiałem wytrzymać godzinę w jednej klasie z Ivy. Spóźniłem się na lekcję, więc gdy wszedłem do środka, nauczyciel już tam był. Zająłem moje miejsce na samym końcu, a Ivy spojrzała na mnie przez ramię. Spuściłem wzrok w dół i zacząłem grać na moim telefonie, ale ciągle czułem, jakby się na mnie patrzyła. Postanowiłem to jednak zignorować, zachowywać się, jakbym tego nie zauważył.
Czas dłużył mi się okropnie, jeszcze bardziej niż normalnie na chemii. Mimo wszystko nie mogłem się powstrzymać, by od czasu do czasu nie podnieść wzroku i spojrzeć w jej stronę. Parę razy przyłapałem ją na tym, że mi się przyglądała, a gdy siedziała odwrócona przodem do nauczyciela, mogłem zauważyć tylko, jak nisko były jej ramiona. Jakby była smutna albo zmęczona. Ethan, który siedział w ławce obok niej, zagadywał ją czasem i nie chciałem się przyznać nawet przed samym sobą, że byłem z tego powodu zazdrosny.
Zacisnąłem mocno szczękę i wróciłem wzrokiem do mojej komórki, nie chcąc dłużej patrzeć na Ivy. Może miała wyrzuty sumienia przez całą tą sytuację i dlatego tak do mnie wydzwaniała, bo chciała mnie przeprosić. Jeśli właśnie o to chodziło, to mogła dać sobie spokój i przestać tracić czas. Powinna zdawać sobie sprawę z tego, że będę miał to gdzieś.
Gdy lekcja się skończyła, szybko spakowałem swoje rzeczy i miałem nadzieję wyjść z klasy, zanim ona odejdzie od swojej ławki, ale wtedy usłyszałem obok siebie jej głos.
- Michael.
Nie spojrzałem w jej stronę, przerzuciłem pasek plecaka przez ramię i ruszyłem w stronę drzwi. Miałem jeszcze nadzieję, że mimo wszystko uda mi się uniknąć rozmowy z nią, ale znając Ivy nie było na to szansy.
Jeśli w ogóle znałem prawdziwą Ivy.
- Przestań mnie ignorować! - zawołała za mną.
Wyszedłem na zewnątrz, widziałem już samochód Luke'a niedaleko, ale Ivy złapała mnie za ramię i pociągnęła lekko. W pierwszej chwili chciałem odepchnąć jej rękę, ale niechętnie się zatrzymałem i odetchnąłem głęboko.
- O co ci chodzi? Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowujesz.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Serio? Miała zamiar udawać, że nie wie o co chodzi?
- Nie graj sobie ze mną, Ivy - warknąłem w jej stronę.
Patrzyłem na jej twarz, ale wciąż unikałem spojrzenia jej w oczy, wtedy to wszystko na pewno bolałoby mnie jeszcze bardziej. Wiedziałem, że nie powinienem był jej ufać, kurwa wiedziałem to od samego początku.
Ivy założyła ręce na pierś i zwilżyła językiem usta, zanim odpowiedziała:
- Myślałam, że uwielbiasz gry, Mikey.
Wykrzywiłem twarz w grymasie, gdy usłyszałem jej słowa, na dodatek musiała użyć tej cholernej ksywki. Nie chciałem już słyszeć jej nigdy więcej, bo tylko ona tak mnie nazywała. Zrobiłem krok do tyłu, zwiększając odległość między nami, miałem ochotę stamtąd uciec.
- Nie takie...
- Nie jakie? - spytała, unosząc brew.
W końcu nasze oczy się spotkały i tym razem nie odwracając spojrzenia, chłodno odpowiedziałem:
- Nie takie, w których, żeby wygrać, musisz złamać moje serce.
Ivy wyglądała na naprawdę zszokowaną moimi słowami i wyciągnęła rękę w moją stronę, chcąc złapać moją dłoń, ale szybko schowałem je do kieszeni.
- Mikey, nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - rzuciłem, przewracając oczami.
- Nigdy nie zrobiłabym nic, żeby cię skrzywdzić - powiedziała i pokręciła głową.
Prychnąłem pod nosem, widząc, że dalej się w to bawiła. Tym razem nie zamierzałem już wierzyć w ani jedno jej słowo. Powinienem był być mądrzejszy i wiedzieć, że ludzie, na których mi zależało, niekoniecznie mieli takie same odczucia do mnie. W końcu to nie byłby pierwszy raz, gdy spotkało mnie coś takiego.
- Jasne - mruknąłem.
Odwróciłem się na pięcie i chciałem wreszcie pójść do samochodu Luke'a, ale Ivy znowu mnie zatrzymała. Wyprzedziła mnie i zaszła mi drogę, łapiąc za moje ramiona.
- Powiedz mi, o co chodzi. Dlaczego jesteś na mnie zły?
Wypuściłem ze świstem powietrze przez zęby i odsunąłem się od niej tak, że jej dłonie spadły z moich ramion.
- Możesz już przestać grać. Udało ci się, nabrałaś mnie i upokorzyłaś przed wszystkimi. To koniec.
Ivy zmarszczyła brwi i miała ten zagubiony wyraz twarzy, ale równie dobrze mogła udawać i teraz.
- Co? - spytała niepewnie. - Czy ty mówisz o... myślisz, że miałam z tym coś wspólnego?
- Wiem, że miałaś - odpowiedziałem, krzyżując przed sobą ręce.
- Dlaczego miałabym to zrobić? To nie ma nawet sensu, przecież jesteś moim chłopakiem i...
- I to od początku było jakimś głupim zakładem - powiedziałem z poirytowaniem, przerywając jej. - Miałaś rozkochać mnie w sobie, a później upokorzyć na balu maturalnym.
Ivy przyglądała mi się przez chwilę uważnie, a gdy w końcu się odezwała, to zamiast się bronić albo zgodzić ze mną, spytała:
- Kto ci to powiedział?
- To naprawdę takie ważne? Zresztą powinnaś się domyślić...
- Katie kłamie - powiedziała szybko. - Nie mogę uwierzyć, że posunęła się nawet do czegoś takiego.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem i pokręciłem głową. Co za bzdury.
- Niby dlaczego miałaby to zrobić? Przecież jesteście ze sobą blisko, ciągle z nią gadałaś, nawet gdy nie odzywałaś się już do reszty.
- Ale okazało się, że tak naprawdę mnie nienawidziła! - zawołała. - Mikey... naprawdę myślisz, że mogłabym zrobić coś takiego? Przecież mnie znasz i...
- Może tak naprawdę wcale cię nie znam - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Wiem, że... myślisz, że to łatwe dla innych, żeby tak po prostu cię zostawić i że... ciężko ci komuś zaufać, uwierzyć, że komuś może na tobie zależeć, ale nie jestem jak...
- Przestań - syknąłem, przerywając jej. - Nie mów o nim, nie masz prawa o tym mówić.
Ivy pokiwała szybko głową, jakby bała się, że się rozzłoszczę, a wtedy na pewno nie uda się jej mnie udobruchać. Nie chciałem z nią dłużej rozmawiać, to nie miało sensu. Chciałem już być w domu, gdzie mogłem w spokoju pobyć sam. Tyle, że nawet mój pokój mi o niej przypominał, oprócz tego cholernego psa, było tam kilka rzeczy, które zostawiła, a moja poduszka pachniała jej szamponem.
Nie mogłem nigdzie się od niej uwolnić.
- Wiesz co? - spytałem nagle, a ona spojrzała na mnie niepewnie. - Na chwilę sprawiłaś, że poczułem, jakbym był ważny, jakbym był kimś, jakbym dla kogoś naprawdę się liczył, ale to wszystko było kłamstwem.
- Nie było, Mikey...
- Wiedziałem, że nigdy nie powinien był ci zaufać.
Wyminąłem ją i ruszyłem szybkim krokiem w stronę samochodu Luke'a, ale po chwili znowu usłyszałem za sobą jej kroki. Nie mogła sobie wreszcie odpuścić? Szarpnąłem za klamkę i otworzyłem drzwi, wrzucając najpierw do środka mój plecak. Luke i Calum spojrzeli w moją stronę z zaciekawieniem, a wtedy Ivy stanęła obok i pociągnęła mnie za rękę. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Luke spytał:
- Jedziesz z nami, Ivy?
- Nie, ona nigdzie z nami nie jedzie - powiedziałem od razu, zrzucając ze mnie jej dłoń.
- Mikey, mówię prawdę, przecież wiesz, że ja...
- Daj mi kurwa spokój - warknąłem i wsiadłem do samochodu.
Ivy odetchnęła głęboko, ale nie wydawała się ani trochę urażona moimi słowami i tonem, którego użyłem.
- Porozmawiamy jutro, może gdy to przemyślisz, zrozumiesz, że jesteś w błędzie - powiedziała w końcu, ale nie ruszyła się ze swojego miejsca.
- Nie licz na to.
Zamknąłem drzwi, a ona dopiero wtedy zaczęła iść, oddalając się coraz bardziej od nas. Złapałem mocno palcami za włosy i zamknąłem na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech. Mimo tego, co dopiero powiedziałem, już zacząłem się nad tym zastanawiać. Jeśli to wszystko byłoby prawdą, to właściwie nie miałaby powodu, żeby tak bardzo starać się ze mną pogadać. Ivy przez cały ten czas zachowywała się, jakby naprawdę jej na mnie zależało i ta cała sytuacja nie do końca się zgrywała.
Ale tak samo nie pasowało to, żeby ktoś taki jak ona mógł chcieć chodzić z kimś takim jak ja. W końcu od samego początku miałem właśnie takie wątpliwości.
- Co do cholery właśnie się stało? - spytał Calum.
- Myśleliśmy, że po prostu gadacie i opowiadacie sobie wszystko, co się wydarzyło od balu... - dodał Luke.
- To źle myśleliście - rzuciłem lekkim tonem, choć naprawdę czułem się okropnie.
- Co się stało? - spytał znowu Calum.
Niechętnie opowiedziałem im w skrócie o wszystkim, a Luke i Calum wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Później Calum sięgnął ręką w moją stronę i mocno uderzył pięścią w ramię.
- Co do cholery?! - rzuciłem, łapiąc za bolące miejsce.
- Jesteś idiotą - powiedział Luke, na co spojrzałem na niego z niezadowoleniem.
- Ivy nic nie zrobiła, kretynie - dodał Calum. - Jak stamtąd wyszedłeś, zaczęła się kłócić z tą całą swoją ekipą i gadała coś o tym, jaki to jesteś sto razy lepszy od nich, a na koniec połamała tiarę i rzuciła nią w Katie. Byłem przy tym, więc możesz być pewien, że to prawda.
Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na niego ze zdziwieniem, Calum nigdy by mnie nie okłamał w takiej sprawie.
- W takim razie dlaczego do mnie wtedy nie zadzwoniła, nie poszła za mną od razu? - spytałem, jakbym próbował jeszcze znaleźć luki w tym wszystkim, chciał przekonać siebie, że miałem rację.
- Jej telefon się rozładował - powiedział Luke. - I to my powiedzieliśmy jej, żeby do Ciebie nie szła, bo potrzebujesz chwili dla siebie, więc posiedziała tam jeszcze trochę, ale w końcu i tak to zrobiła.
Gdyby nie moja rozmowa z Katie wtedy, to rzeczywiście wolałbym, żeby Ivy za mną nie poszła. Ale Luke i Calum przecież nie mogli wiedzieć, że w międzyczasie wydarzyło się coś jeszcze i akurat wtedy liczyłem na to, że Ivy to zrobi. I było to właśnie jednym z głównym powodów, przez które uwierzyłem, że to było jej sprawką.
- A wczoraj do mnie zadzwoniła - dodał Calum. - Mówiła, że nikt nie otwiera jej drzwi i się do niej nie odzywasz, co od razu mnie zdziwiło, skoro do mnie napisałeś kilka razy.
Przez chwilę patrzyli na mnie oboje wyczekująco, bo nie zareagowałem jeszcze w żaden sposób. Gdybym powiedział im o tym od razu, Calum mógłby opowiedzieć mi o tym, jak Ivy wygarnęła swojej starej ekipie i już dawno wiedziałbym, co było prawdą, a co nie. I wtedy nie doszłoby do tej rozmowy, którą przeprowadziłem z Ivy kilkanaście minut temu. Kurwa mać.
- Jestem idiotą - mruknąłem w końcu.
- Taaa - zgodził się ze mną Luke, a Calum dodał:
- Nikt nie ma co do tego wątpliwości.
Normalnie posłałbym mu w tym momencie mordercze spojrzenie, ale należało mi się. Byłem naprawdę głupi, ale moje kompleksy i brak zaufania sprawiły, że pomyślałem, że Ivy naprawdę mogła tak postąpić.
- Jak mogłeś w ogóle uwierzyć Katie? - spytał Luke i pokręcił głową.
- Nie wiem - odpowiedziałem po prostu, nie chcąc im się z tego tłumaczyć.
W samochodzie zapanowała cisza, a Luke dopiero wtedy odpalił silnik i zaczął jechać. Poza nami nie było już nikogo na parkingu, bo wszyscy jak najszybciej chcieli stamtąd odjechać, gdy my urządzaliśmy sobie pogawędki na terenie szkoły.
- Musisz przestać odpychać od siebie ludzi, którym na tobie zależy - powiedział Calum, patrząc prosto przed siebie, ale wiadome było, do kogo kierował swoje słowa.
Zacisnąłem mocno usta, wpatrując się w widok zza oknem i przeklinając się w myślach za to, jak głupio postąpiłem. Calum miał rację, nie mogłem pozwolić, by jedno wydarzenie z mojego życia miało tak wielki wpływ na jego resztę.
Tym bardziej gdy przez to zachowywałem się jak skończony kutas i nie ufałem Ivy, choć tak naprawdę nie miałem ku temu powodów. Żałowałem wszystkiego, co jej dzisiaj powiedziałem i żałowałem, że w ogóle uwierzyłem Katie.
To była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem w moim życiu i miałem tylko nadzieję, że przez to nie zepsuję wszystkiego między Ivy a mną. Na jej miejscu już dawno bym sobie odpuścił, ale ona dalej starała się wytłumaczyć ze mną tę sprawę, mimo tego, że byłem tak uparty.
Powinienem był wiedzieć, że Ivy by tego nie zrobiła, że za bardzo jej na mnie zależy, w końcu tak często mi to powtarzała. Mimo tego, że ja praktycznie nigdy tego nie mówiłem.
*
przeeeepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, miałam zabrać się za pisanie go wieczorem, ale wyszłam z koleżankami i myślałam, że może zdążę go jeszcze napisać, jak wrócę, ale byłam strasznie zmęczona.
ugh, czułam się później naprawdę źle z tym, że go nie dodałam ;c
jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #pawff, żebym mogła to zobaczyć ;)
Super
OdpowiedzUsuńUwierz, nic się nie stało, że rozdział spóźniony, chociaż trochę się zdziwiłam, że go wczoraj nie było ;) Cieszę się, że rozmowa z prologu jest już za nami, bo naprawdę się jej obawiałam....Ufff....Ale mam nadzieję, że Michael szczerze porozmawia z Ivy!! :) Rozdział świetny, ale coraz bliżej końca...(mam nadzieję, że szczęśliwego!!) <3
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja tak trochę płaczę, krzyczę i się trzęsę?
OdpowiedzUsuńnie jesteś sama
UsuńHej, nic się nie stało :) Nie obwiniaj się, że rozdział pojawił się dzisiaj, a nie wczoraj. Dla mnie jest w porządku. W ogóle, jak tak czytałam tą rozmowę, która zawarłaś na samym początku w prologu to teraz miała ona dla mnie inne znaczenie. Wtedy wydawało mi się, że bohaterowie po prostu ze sobą rozmawiają, ale teraz, w tych dziwnych okolicznościach widzę, że wcale nie była to zwykła wymiana zdań. Ja wcale nie twierdzę, że Mikey to idiota. Miał prawo zachowywać się i myśleć w ten sposób. Oczywiście mógł poprosić przyjaciół o wyjaśnienie, ale on już taki jest. Zamyka się na innych i woli zostać sam.
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńMikey, ty skończony kretynie. Idź do Ivy, przeproś ją i powiedz że ją kochasz.
OdpowiedzUsuńIvy, kochaj go.
Matko ludzie. Jakie feelsy.
Pozdrawiam i czekam na nn
Caroline xx
świetny jsfksadhghdskh
OdpowiedzUsuń@kidrawhxo
Uff, to dobrze. Już się bałam, że do końca życia zostanie w domu ze swoim playstation
OdpowiedzUsuńJA CI DAM SŁUCHAWKI TY
wiem, że był smutny i zraniony, ale chociaż jeden telefon mógł odebrać i wtedy wszyscy cierpielibyśmy znacznie krócej (true story, Mikey)
„Nie miałem ochoty jej widzieć, nie miałem ochoty z nią rozmawiać” ten kawałek sprawia, że … chlip, chlip, nawet nie mogę o tym myśleć. Nie wyobrażam sobie, żeby oni nie mogli być razem, dlatego czytając to zaczęłam płakać… fml :(
jak pachnie w porządku to znaczy, że jest dobrze!
Mama Michaela … tak bardzo ją kocham :( martwi się o swojego syna <3 (ale dalej pamiętam, że nie otworzyłaś Ivy drzwi. Ok, masz dobre wytłumaczenie, więc ci to wybacze) no, generalnie idealna kobieta dla mnie
„wtedy gdy tato nas zostawił.” musisz mi o tym przypominać …? już wystarczająco jestem zdołowana tym rozdziałem.
Nie bądź zawiedziony, Ivy cię kocha nooo…. Dlaczego nie chcesz mnie posłuchać!?
Mwehehe, łii Smash zostaje XD
na szczęście nie unikniesz spotkania z Ivy!
„ale wszyscy przypatrywali mi się i szeptali między sobą” spoko, zaraz im przypierdole. Już mam dosyć ludzi z tej szkoły, wkurwiają mnie
awwww, gapią się na siebie w klasie <3333 uwaga, mam fangirling. Nie wiem dlaczego tak bardzo się tym jaram, ale to jest cute.
Ivy, nie bądź smutna… widzisz Michael co wyczyniasz? Moje słoneczko cierpi, bo ją olewasz i nie chcesz z nią pogadać … :( ech, jesteście skomplikowani, dzieci drogie
YGH MICHAEL PRZESTAŃ ZATRZYMAJ SIE
omg omg omg …. nadchodzi moment, na który tak długo czekałam. Jestem podekscytowana
„Nie takie, w których, żeby wygrać, musisz złamać moje serce.” przepraszam, ale to jest mój ulubiony cytat ever. ja nawet nie chce mówić, co teraz robię (ok, powiem – płacze). Ygh, Mikey się uzewnętrznił i jdajhdgajgda <3 to jest naprawdę bardzo emocjonalny moment.
Ja to wiem, Ivy, ty byś nikogo nie skrzywdziła. Przecież jesteś taka kochana, że to aż niepojęte
chyba kocham Ivy za bardzo… XD
„W końcu to nie byłby pierwszy raz, gdy spotkało mnie coś takiego.” sziiit… ej nie rób tak. Nie zniosę myśli, że Michael o to wszystko się obwinia tak naprawdę. :( Mam wrażenie, ze on myśli że jest beznadziejny i jest mi z tego powodu strasznie przykro. Nie zasłużył sobie na to wszystko. Mikey biedny <3
„Musisz przestać odpychać od siebie ludzi, którym na tobie zależy” OMG CALUM … tak, bardzo mądrze mówisz
to była naprawdę głupia rzecz, ale Ivy cię kocha, ty kochasz Ivy, ja kocham Mivy, wszyscy możemy sobie wybaczyć ten incydent
ok, podsumowując: akjsdkghdfiwjfweufjpweif;oweijfowehf tak się czułam.
Michaela rozumiem, chociaż musiałam na niego trochę pokrzyczeć. Z Ivy jestem dumna, bo wiedziałam, ze będzie o niego walczyć. No i cieszę się, że Mikey ogarnął sytuacje i mam nadzieje, że ją słodko przeprosi i będzie bardzo cute! <3
ps. zwróć uwagę na ilość „:(„ w tym komentarzu… mam nadzieję, ze jesteś z siebie dumna
Ja pierdole, czuje sie wypelniona po brzegi szczesciem! Jezu, nawet nie masz pojecia, jak sie ciesze! Ten prolog naprawde brzmial groznie i wreszcie, WRESZCIE wszystko sie wyjasnilo! :))) Majkel, kretyn skonczony, ostatecznie zrozumial. Najgorsze, ze niedlugo koniec...
OdpowiedzUsuń/ KOCHAM CALY SWIAT MIMO JEGO WAD HAHAHAH