sobota, 28 marca 2015

41.

Ivy

 Naprawdę nie miałam ochoty przychodzić w poniedziałek do szkoły, ale nie miałam żadnej dobrej wymówki, żeby tego nie zrobić. Może i mogłam zostać w domu, skoro moi rodzice i tak byli w pracy, stwierdziłam jednak, że lepiej jeśli będę to miała za sobą.
 Ledwo pojawiłam się w szkole, ludzie zaczęli rozmawiać między sobą, co chwilę zerkając w moją stronę i nie robiąc tego zbytnio dyskretnie. Poprawiłam pasek od plecaka na ramieniu i dalej szłam przed siebie, udając, że tego nie zauważam. Chciałam znaleźć Michaela jeszcze przed pierwszą lekcją, by chwilę z nim porozmawiać, a to od razu poprawiłoby mi humor.
 Prawie podskoczyłam ze strachu, gdy nagle znalazła się przede mną Katie, pojawiając się praktycznie znikąd. Jej palce zacisnęły się wokół mojego przedramienia i zaczęła ciągnąć mnie za sobą w mniej zapełnioną część korytarza.
 - Co się stało na Twoich urodzinach? - spytała od razu, patrząc na mnie wielkimi oczami.
 - Um... a co myślisz, że się stało?
 Katie chyba nie zauważyła, że odpowiedziałam pytaniem na jej pytanie, sprytnie unikając właściwej odpowiedzi i zaczęła mówić:
 - Sama nie wiem, nagle wszyscy zlecieli się do kuchni, bo ktoś zaczął krzyczeć w kuchni, a te dwie laski zaczęły się drzeć, że ktoś został zabity.
 Prychnęłam z rozbawieniem pod nosem i pokręciłam głową.
 - Jak wszyscy tam przyszliśmy, Ashton i Luke już tam byli, na całej podłodze rozsypane było szkło, stół rozwalony, wszędzie porozlewany alkohol, a do tego Matt w samym środku tego całego zamieszania.
 Przygryzłam wargę, starając się zachować jak najbardziej neutralną minę, bo Katie przypatrywała mi się uważnie, gdy mówiła i czekała na jakąś reakcję z mojej strony.
 - Był trochę pocięty, większość wyglądała tylko na lekkie draśnięcia, ale miał kilka głębokich ran, wszyscy zaczęli wokół panikować, a te dwie dziewczyny opowiadały, jak widziały tam wcześniej Ciebie i Michaela... - na chwilę zamilkła, jakby myślała, że coś na to odpowiem, ale widząc, że nie miałam takiego zamiaru, kontynuowała: - Ktoś zadzwonił po karetkę, Matt ciągle się wydzierał, ale trudno było go zrozumieć, później znowu padł na podłogę i uderzył głową o szafkę. 
 Czy to było bardzo złe, że miałam wielką ochotę, by się głośno zaśmiać?
 - Podobno siedział cały weekend w szpitalu, Deb mówiła mi, że teraz jest w domu, ale nie przyjdzie do szkoły jeszcze przynajmniej do końca tego tygodnia.
 Właściwie to była dla mnie naprawdę dobra wiadomość.
 - Teraz wszyscy w szkole o tym gadają... mówią, że to Michael go popchnął i myślą, że jest trochę...
 Pokręciła palcem w kółko obok swojej głowy, a ja zmarszczyłam brwi z niezadowoleniem, wiedząc do czego nawiązywała.
 - Ja wcale tak nie myślę - dodała szybko, widząc moją minę.
 - Co jeszcze mówią? - spytałam i założyłam ręce na pierś.
 Spojrzałam w bok, dopiero teraz zauważając, że ludzie ciągle nam się przyglądają, miałam tylko nadzieję, że nie mogli usłyszeć naszej rozmowy.
 - Um - mruknęła, wyglądając, jakby czuła się bardzo niekomfortowo w tym momencie. - Że Michael ma problemy z agresją, dlatego boisz się go spławić i, że jest chorobliwie zazdrosny, więc widząc, jak rozmawiasz z Mattem, dostał szału.
 Zacisnęłam usta w cienką linię, czując, jak ogarniała mnie złość. Jeszcze jakiś czas temu wszyscy w szkole mówili mi, jaki to świetny jest mój chłopak, ale mogłam się domyślić, że nic z tego nie było szczere. 
 - Nikt nie ma pojęcia, co się stało i... co tak naprawdę się stało, Ivy?
 Nie ufałam Katie na tyle, żeby powiedzieć jej o tym dokładnie, bo na pewno powiedziałaby o tym komuś, niekoniecznie robiąc to umyślnie i w końcu cała szkoła by się o tym dowiedziała. Katie od zawsze uwielbiała plotkowanie i miała problem z niezdradzaniem cudzych sekretów.
 - Wszystkie plotki to kłamstwa, po prostu Matt okazał się być strasznym dupkiem - powiedziałam w końcu. - A Michael nie zrobił nic złego, chciał tylko mi pomóc.
 Katie zamrugała parę razy, jakby przetwarzała w głowie moje słowa, po czym otworzyła szeroko usta, gdy pomyślała, że domyśliła się, o co mi chodziło. Prawdopodobnie jednak tak nie było, Katie nie popisała się inteligencją wcześniej w takich sytuacjach.
 - Od zawsze wiedziałam, że Matt to idiota... Podobno jego rodzice chcieli zadzwonić po policję, ale on się nie zgodził i powiedział im, że to był przypadek.
 - Bo wie, że on gorzej by na tym skończył - mruknęłam pod nosem. - Ok, muszę iść... śpieszę się na lekcję, zaraz dzwonek.
 Posłałam w jej stronę wymuszony uśmiech, po czym szybko ją minęłam. Naprawdę musiałam już pójść pod klasę i nie miałam czasu na znalezienie Michaela, co znaczyło, że prawdopodobnie zobaczę się z nim dopiero na długiej przerwie. Gdy szłam korytarzem, jedyne co słyszałam to szeptanie ludzi między sobą i co chwilę z ich ust wychodziło imię Matta, Michaela albo moje. 
 Już miałam dosyć tego tygodnia, a nawet nie minęła jeszcze pierwsza lekcja.

*

 Otworzyłam drzwi pokoju Ashtona, wchodząc do środka bez pukania, a Smash od razu wbiegł za mną. Zawsze wchodziłam tutaj jak do siebie, ale może akurat tym razem powinnam była zapukać, biorąc pod uwagę to, że Luke i Ashton leżeli na łóżku, praktycznie zjadając swoje twarze.
 Biorąc pod uwagę to, że nawet mnie nie zauważyli, zaczęłam powoli wycofywać się do drzwi, ale wtedy Smash zaczął szczekać, na co Luke pisnął głośno, a Ashton uderzył się o zagłówek łóżka, po czym jęknął z bólu.
 - Hej, chłopaki - powiedziałam niezręcznie, machając w ich stronę.
 - Ivy, pukaj! - krzyknął Ashton i zaczął pocierać dłonią miejsce, w które się uderzył.
 Luke wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię i odsunął się jak najdalej od Ashtona, jakby to miało pomóc w całej sytuacji. Uśmiechnęłam się do nich niewinnie i usiadłam na łóżku, a później wcisnęłam się między nich, na co Ashton skrzywił się w moją stronę.
 - Jesteście ubrani, to mogło być o wiele bardziej niekomfortowe - powiedziałam, zerkając na Luke'a, który położył sobie właśnie poduszkę na kolanach.
 Uniosłam brew, a on tylko zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarzy. Naprawdę musiałam się powstrzymać, żeby nie zaśmiać się cicho i odwróciłam głowę w stronę mojego przyjaciela.
 - Jak wasza sytuacja z Calumem? - zakpił Ashton.
 - Teraz, gdy Michael i Calum są pogodzeni, muszę przyznać, że to było dosyć śmieszne... i bolesne...
 - No tak, Michael zrzucił Cię z łóżka - przypomniał Ashton i zaśmiał się pod nosem. - Ivy?
 - Mhm?
 - Spierdalaj z mojego łóżka, bo zaraz też Cię zrzucę.
 Zrobiłam oburzoną minę i uderzyłam go lekko w ramię, po czym spojrzałam na Luke'a, który nie odezwał się ani słowem, odkąd tu przyszłam.
 - Luke, przeszkadzam wam?
 - Um, nie - odpowiedział od razu, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko.
 Pies znowu zaczął szczekać, nie lubiąc tego, że nie miał tak długo na sobie niczyjej uwagi, więc podniosłam się z łóżka. Wzięłam go na ręce i chciałam wrócić na moje wcześniejsze miejsce, ale Ashton przesunął się na środek materaca, leżąc teraz obok Luke'a. Westchnęłam teatralnie, obeszłam łóżko i zajęłam miejsce z drugiej strony Ashtona.
 - Wymyśliłaś mu już jakieś imię? - spytał Luke, nie wyglądając na tak niekomfortowego jak jeszcze chwilę temu, gdy koło niego leżałam.
 - Smash - powiedziałam, kładąc psa na brzuchu Ashtona.
 - Och, to prawie jak Ash - rzucił Luke z szerokim uśmiechem, spoglądając wesołym wzrokiem na swojego chłopaka. 
 - Bo nazwałam go po Ashtonie.
 Luke zaczął śmiać się cicho, a Ashton zmarszczył brwi ze zdezorientowaniem, wlepiając wzrok w szczeniaka, który właśnie się na nim wykładał.
 - Są do siebie bardzo podobni - dodałam.
 - Och, masz rację - mruknął Luke, a Ashton spojrzał na niego z urażoną miną. - To był komplement.
 Zaśmiałam się pod nosem i położyłam się na boku, podpierając głowę na dłoni, a łokieć opierając na materacu. Przez dłuższą chwilę po prostu oglądałam, jak Smash próbował znaleźć sobie wygodne miejsce do spania na Ashtonie.
 - Przyszłaś tu z jakiegoś konkretnego powodu czy... - zaczął Ashton.
 Wiedziałam, że nie mógł się doczekać, aż zostawię ich w spokoju, ale potrzebowałam porozmawiać z moim przyjacielem, do czego ostatnio nie miałam zbyt często okazji.
 - Ash, przestań - mruknął Luke z dezaprobatą.
 - Obściskujesz się z Lukiem cały czas, więc chyba możesz poświęcić mi kilka minut...
 Luke'a policzki już prawie wróciły do normy, ale po tym co powiedziałam, znowu się zaczerwieniły, a Ashton spojrzał na mnie wzrokiem pełnym poczucia winy.
 - Coś się stało?
 - Nie, ale... Mikey ma przyjść w piątek do mnie na kolację, poznać moich rodziców.
 Ashton wytrzeszczył na mnie oczy i podciągnął się na rękach, żeby oprzeć się plecami o zagłówek, powodując, że Smash zsunął się z niego i szczeknął cicho z niezadowoleniem. 
 - Co? - mruknął Luke, brzmiąc na zdezorientowanego. - To znaczy wiem, że Michael to Michael i raczej nie jest najbardziej... przyjazną osobą, ale macie miny, jakby chodziło o coś więcej.
 - Trochę się obawiam reakcji moich rodziców na niego, nie wiem, czy go polubią - dodałam, przygryzając paznokieć.
 - Nie wiesz, czy go polubią?! - zawołał Ashton. - Najlepiej skłam rodzicom, że nie mógł przyjść, bo mogę się założyć, że z tego nie wyjdzie nic dobrego.
 Otworzyłam parę razu usta i zamknęłam, aż w końcu z niezadowoleniem odpowiedziałam:
 - Miałam nadzieję, że powiesz mi, że wszystko będzie dobrze...
 - Za dobrze znam Twoich rodziców i wiem, że go nie polubią.
 Westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie tak właśnie będzie. Michael był dość specyficzny, ale liczyłam na to, że będzie starał się być milszy niż normalnie przy moich rodzicach. Właściwie nawet jeśli by go nie polubili, to nic by nie zmieniało, ale z jakiegoś powodu i tak mnie to wszystko stresowało. Nie mówiąc już o tym, że to będzie pierwszy raz od dawna, gdy spędzę z rodzicami więcej niż kilka minut razem.
 - Tylko mnie załamujesz, Ash - mruknęłam z niezadowoleniem.
 - Na pewno wszystko pójdzie dobrze - rzucił Luke z nieznacznym uśmiechem.
 - Przestań się podlizywać - powiedział do niego Ashton z rozbawieniem i szturchnął go lekko w bok.
 - Nie podlizuję się, po prostu jestem miły - odpowiedział Luke, wysuwając do przodu dolną wargę i odepchnął od siebie jego rękę.
 Ashton zaczął go łaskotać, praktycznie się na nim kładąc, na co tamten zaczął głośno chichotać, starając się jednocześnie go z siebie zepchnąć. Chyba zapomnieli, że dalej byłam z nimi w pokoju. Brakowało tylko, żeby zaczęli się znowu obściskiwać.
 Rozmowa z Ashtonem nie pomogła mi w najmniejszym stopniu, bo tylko upewnił mnie w moich przypuszczaniach, że mój chłopak i moi rodzice raczej się nie polubią. Może przynajmniej nie będę teraz miała zbyt dużych oczekiwań.
 Odchrząknęłam znacząco, biorąc Smasha na ręce, a Ashton i Luke spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Teraz byłam pewna, że na chwilę o mnie zapomnieli.
 - Mam jeszcze jedną ważną sprawę... - zaczęłam, a Ashton kiwnął głową, pokazując mi, żebym mówiła dalej. - Muszę zabrać Smasha do weterynarza na szczepienie i pomyślałam, że mój ulubiony przyjaciel mnie tam zawiezie.
 Uśmiechnęłam się szeroko do Ashtona, a on westchnął cicho, ale w końcu niechętnie podniósł się z łóżka.
 - Ok, ok...
 Ashton powiedział mi, żebym poczekała na dole, to zaraz mnie zawiezie. Jego "zaraz" trwało trochę dłużej niż podejrzewałam i musiałam czekać jeszcze dobre 15 minut, zanim oboje zeszli na dół. Widząc, że Ashton ma już o wiele lepszy humor, mogłam się tylko domyślić, że wygonił mnie z pokoju, żeby jeszcze chwilę poobściskiwać się z Lukiem.
 Uśmiechnęłam się pod nosem, ale odpuściłam sobie mówienie czegokolwiek, wiedząc że w ten sposób tylko zawstydziłabym Luke'a i ruszyłam za nimi do samochodu.

*

 Zbiegłam szybko po schodach, gdy tylko usłyszałam dzwonek przy drzwiach. Chciałam się upewnić, że to ja otworzę drzwi Michaelowi, żeby oszczędzić mu niekomfortowego zapoznania z moimi rodzicami bez mojej obecności.
 Otworzyłam drzwi i zmarszczyłam brwi, gdy na wprost mnie nie zobaczyłam nikogo, ale gdy spuściłam wzrok na dół, zauważyłam kucającego obok Michaela. Nie miałam pojęcia, co robił, ale zauważyłam kwiaty w jego ręce, więc skupiłam się właśnie na tym.
 - Mikey! - zawołałam z zaskoczeniem i uśmiechnęłam się szeroko. - Nie musiałeś.
 Michael podniósł się i spojrzał na mnie z niezrozumieniem, a później na kwiatki, które trzymał.
 - Co? Nie... Znalazłem je tutaj - powiedział z niezadowoloną miną. - Jest karteczka, pisze, że...
 - Jest napisane - poprawiłam go.
 - Jest napisane - powiedział z naciskiem i przewrócił oczami. - że to dla Ciebie od jakiegoś Wade'a...
 Po jego minie mogłam zauważyć, że był trochę zazdrosny, choć starał się to ukryć.
 - Och - wyrwało mi się i skrzywiłam się lekko. - To od tego kolesia, który za mną chodzi.
 Michael uniósł na mnie wzrok, wyglądając teraz na naprawdę poirytowanego i chciał wyrzucić kwiatki na bok, ale szybko je od niego zabrałam. Oderwałam karteczkę i schowałam do kieszeni moich spodni, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
 Przesunęłam się na bok, żeby mógł wejść do środka i obserwowałam, jak ściągał buty i kurtkę. Zacisnęłam usta w cienką linię, widząc, że miał na sobie koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu i zauważyłam plamę przy jej końcu.
 - Michael... masz na sobie brudną koszulkę...
 - Nie zauważyłem - powiedział, gdy zobaczył, o którym dokładnie miejscu mówiłam.
 Wcisnęłam mu z powrotem kwiatki do ręki i poprawiłam mu włosy, na co skrzywił się, ale stał cierpliwie w miejscu.
 - Daj kwiatki mojej mamie.
 - Żartujesz sobie... - zaczął z niezadowoleniem.
 Pocałowałam go krótko w usta i uśmiechnęłam się nieznacznie, po czym złapałam jego wolną rękę, prowadząc go za sobą do salonu.
 - Bądź grzeczny - szepnęłam, spoglądając na niego przez ramię.
 Michael przewrócił oczami (kolejny raz, a dopiero co tutaj przyszedł) i pokiwał lekko głową, więc miałam nadzieję, że okaże się, że Ashton wcale nie miał racji.
 Tata siedział już przy stole, a mama kończyła właśnie rozkładać sztućce, wszystko było już idealnie rozłożone, ale wiedziałam, że tak naprawdę jedzenie było zamówione. Nikt nie miał czasu, żeby samemu coś przygotować.
 - Mamo, tato, to mój chłopak, Michael - powiedziałam z uśmiechem, stając obok nich.
 Michael wyglądał, jakby wolał być w każdym innym miejscu niż tu, a moja mama zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, zauważając jego fioletowe włosy i kolczyki w uszach.
 - To dla Pani - powiedział Michael niezręcznie, wyciągając przed siebie kwiatki.
 Mama zabrała je od niego i podziękowała mu z wymuszonym uśmiechem, a tata kompletnie mnie zaskakując, powiedział:
 - Uwielbiałem ten zespół, gdy byłem młody.
 Chyba żadne z nas nie miało najpierw pojęcia, o czym mówił, ale wtedy pokazał znacząco na koszulkę Michaela.
 - Naprawdę? - spytałam z podekscytowaniem i usiadłam przy stole, pokazując Michaelowi, żeby usiadł obok mnie. - Nie pomyślałabym, że lubiłeś taką muzykę...
 Przez chwilę szło całkiem dobrze, tata zaczął rozmawiać z Michaelem trochę o tym zespole, a ja kiwałam co chwilę głową, choć nie miałam pojęcia, o co chodzi. W końcu mama wróciła do stołu i zaczęliśmy jeść. A bardziej to oni zaczęli, bo ja tylko grzebałam widelcem w jedzeniu, ciągle obserwując wszystkich i próbując wyczytać ich reakcje. Zapanowała dość niekomfortowa cisza, ale nie wiedziałam, czy powinnam była zaczynać jakiś temat, czy poczekać, aż wszyscy skończą jeść.
 Korzystając z tego, że moi rodzice siedzieli na przeciwko mnie i Michaela, położyłam mu dłoń na udzie. On na to prawie podskoczył na swoim miejscu, a ja zasłoniłam dłonią usta, żeby nie zacząć się śmiać z jego reakcji.
 - Michael... - zaczął tata, gdy odsunął od siebie już pusty talerz. - Co chcesz studiować po skończeniu liceum?
 Michael wzruszył ramionami i odpowiedział:
 - Nie mam pojęcia, nie myślałem o tym zbyt wiele.
 - Za 3 miesiące kończycie szkołę... - dodała mama wolno, jakby myślała, że jej nie zrozumie.
 - Wiem, po prostu nie jestem pewien, czy studia są dla mnie - powiedział Michael. - Może na nie pójdę, może nie, zobaczę, jak wyjdzie.
 Zaklęłam w myślach, widząc niebyt zadowolone miny moich rodziców. Chciałam szybko zmienić temat, ale wtedy tata dodał:
 - Ivy będzie studiować prawo, wtedy będzie musiała skupić się na nauce o wiele bardziej niż robi to teraz.
 Skrzywiłam się lekko, bo nigdy nie powiedziałam, że naprawdę właśnie to będę studiować, to było coś, czego chcieli moi rodzice. Poza tym chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że z moimi ocenami miałam słabe szansę, żeby dostać się właśnie na ten kierunek. Na czym i tak w ogóle mi nie zależało.
 - Naprawdę? - spytał Michael z lekko wyczuwalną kpiną w głosie. - Pierwsze słyszę.
 Ścisnęłam jego nogę, chcąc dać mu znać, że powinien zachowywać się milej. Na początku myślałam, że może dogada się chociaż z moim tatą, teraz jednak traciłam na to jakąkolwiek nadzieję.
 - Co lubisz robić w wolnym czasie, masz jakieś hobby? - spytała mama, unosząc brew.
 - Granie na playstation - odpowiedział Michael od razu.
 Przygryzłam wargę, widząc rozczarowane miny moich rodziców.
 - Coś poza tym?
 - Hm, nie - rzucił Michael, kręcąc przecząco głową. - Jedyne co robię, to gram na playstation albo spędzam czas z Ivy.
 - I ma dorywczą pracę w sklepie - dodałam szybko. - To zajmuje naprawdę dużo czasu, więc...
  To było zdecydowane naciągnięcie prawdy, bo Michael chodził do pracy jak tylko rzadko się dało. Tata pokiwał głową, a mama znowu posłała w naszą stronę ten wymuszony uśmiech, który zaczynał już działać mi na nerwy. Z daleka można było zobaczyć, jak oceniali Michaela i wiedziałam, że on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
 - Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia do pracy - powiedział tata, wstając od stołu.
 Mama pokiwała głową, mówiąc, że ona też musi coś zrobić i poprosiła mnie, żebym spakowała naczynia do zmywarki. Wow, ta kolacja nie mogła być krótsza, ale może to i dobrze, że tak wyszło. Jeśli Michael musiałby dłużej z nimi rozmawiać, to chyba dostałby szału i jeszcze byłby zły na mnie, bo kazałam mu tutaj przyjść.
 Rodzice zniknęli za drzwiami, a ja nasłuchiwałam chwilę ich kroków i gdy byłam pewna, że nie ma ich już w pobliżu, odwróciłam się w stronę Michaela.
 - Przepraszam za nich.
 Michael wzruszył ramionami z lekceważącą miną i położył dłoń na mojej, którą ciągle trzymałam na jego nodze.
 - Twój tata ciągle mylił piosenki i mówił chyba o zupełnie innym zespole.
 Zaśmiałam się cicho i podniosłam się z mojego miejsca, ciągnąc go za rękę, żeby zrobił to samo. Zebrałam ze stołu wszystkie talerze, a później poszłam do kuchni, gdzie zaczęłam wszystko wkładać do zmywarki. Michael usiadł na blacie obok, patrząc na pusty środek pomieszczenia, gdzie brakowało stołu. Minął już tydzień, ale jak widać nikt nie miał czasu, żeby kupić nowy.
 - Twoi rodzice pewnie są teraz załamani - powiedział nagle Michael, zerkając w moją stronę z rozbawieniem. - Przyprowadziłaś jakiegoś dziwnego kolesia z kolorowymi włosami, bez żadnych szczególnych zainteresowań lub planów na przyszłość... a Ty przecież idziesz na prawo.
 Na jego twarzy znajdował się teraz zadowolony z siebie uśmieszek, a ja prychnęłam pod nosem i zamknęłam zmywarkę.
 - Ugh, zamknij się - mruknęłam.
 Michael zeskoczył z blatu i położył dłonie na moich biodrach, nachylając się w moją stronę, by mnie pocałować.
 - Możemy teraz iść do Ciebie? - spytałam z ustami przy jego ustach.
 - Mhm, ok, dobry pomysł - powiedział, odsuwając się ode mnie lekko.
 - I pójdziemy na spacer ze Smashem - dodałam.
 Michael od razu przestał się uśmiechać, gdy usłyszał, co powiedziałam i skrzywił się, nawet nie ukrywając swojego niezadowolenia. Złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć za sobą, a on niechętnie pozwolił mi się prowadzić.
 - Myślałem, że miałaś przez to co innego na myśli...

*

trochę brakowało mi tu ostatnio Lashtona ;D

jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #pawff, żebym mogła to zobaczyć ;)

11 komentarzy:

  1. świetny rozdział xx
    @kidrawhxo

    OdpowiedzUsuń
  2. I love it ♥
    Kocham i rozdział wyszedł wspaniały.
    Mimowolnie śmiałam się z Clifforda xD
    Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, jak mnie wkurwiają takie plotkujące osoby, ughhh
    A Lashton po prostu najlepszy <3 chciałabym jeszcze jakiś rozdział o nich :)
    I Mikey u teściów, po prostu świetny, wyobrażałam sobie go takiego, lmao
    już wiele razy to pisałam. ale kocham to ff fbufvbueiwfeie ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodko słodko słodko! Rodzice Ivy to sztywniacy. Lashton to ŻYCIE. Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Samash, popieram to imię dla pieska. Nie wiem, dlaczego źle doczytałam i pomyślałam, że to Ashton szczeknął na Luke'a, ale nie ważne. Moim zdaniem kolacja nie przebiegła wcale tak źle. Biorąc od uwagę standardowe zachowanie Michaela i typ ludzi, jakimi są rodzice Ivy, to można stwierdzić, że poszło im nawet dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lashton jest taaaaki słodki ♥
    A Michael wciąż ma te swoje skojarzenia :)
    Wiedziałam, że Mikey nie spodoba się jej rodzicom, ale nie było przecież aż tak źle, prawda? Moi rodzice pewnie wygonili by go z domu =D
    Nie mogę doczekać się Nowego ♥.♥
    Zakochałam się w twoim FanFiction

    OdpowiedzUsuń
  7. jeny Lashton w tym rozdziale >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
    Luke baby o nie XDDDDDD
    ej, ale ta kolacja to chyba nie tak źle wyszła, nie? Michael zachowywał się trochę jak taki lekceważący wszystko dupek co mi się swoją drogą podobało XDDDDD ale rodzicom Ivy chyba nie buuu :((( nie no ale serio mogło być gorzej, spodziewałam się raczej jakiejś ostrej wymiany poglądów albo że będą się go czepiać jego wyglądu czy coś a tu tak w sumie to nieźle poszło
    PS. ale na miejscu Michael'a już bym dawno Wade'owi przypierdoliła (tak jak Matt'owi XD) (tylko nie rozwal kolejnego stołu Mikey)

    OdpowiedzUsuń
  8. LASHTON!!! Kocham ich, są tacy anrjgowwavbffa!! ♥

    Mikey...żeś się popisał, nie ma co :D
    No ale rozdział jest świetny! Z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. " Czy to było bardzo złe, że miałam wielką ochotę, by się głośno zaśmiać?" Nie Ivy, ja mam to samo uczucie. Uśmiecham się do ekranu, bo skurwiel dostał za swoje.
    Poza tym strasznie mnie wkurza Katie, wydaje się taka fałszywa, nie wiem, nie przepadam za nią ...
    HJHAGHSHBDJHBDSB DHJDAJ "Luke i Ashton leżeli na łóżku, praktycznie zjadając swoje twarze." WIESZ CO LUBIĘ XD
    Najpierw cieszę się jak pojebana, bo jest Lashton moment, a sekundę później zaczynam płakać, bo Luke piszczy ... (piszczący Lukey to jest moje życie, moja religia, moje wszystko).
    Nie mogę, sikam z całej tej sytuacji. Luke i ta poduszka, Ivy i jej teksty, Ashton grożący, że wypierdoli ją z łóżka ... Nie mogę naprawdę, stop nie chce się śmiać, mój brzuch.
    I dżizas jak bardzo zazdroszczę Ivy, że leży sobie razem z Lashtonem w łóżku. Zwłaszcza, kiedy są tacy cute.
    "Ashton zaczął go łaskotać, praktycznie się na nim kładąc, na co tamten zaczął głośno chichotać, starając się jednocześnie go z siebie zepchnąć." Czy mogę zacząć już płakać? Czy Luke nie jest najsłodszą princesską na całym świecie? (Odpowiedź:TAKTAKTAK). Nie no Lukey jest mistrzem tego rozdziału. I to takie fajne, jak rozmawia z Ivy i jest dla niej miły <3 Ja myślę, że fajnie by było jakby się zaprzyjaźnili XD Choć i tak jestem dumna z Lucasa, że ją tak zagadywał *w szoku*.
    Ok, jeszcze muszę dodać: JHASGUYSASFAYJSFJASG LASHTOOON.
    Zazdrosny Michael, to najlepszy Michael. A jak jeszcze jest do tego brudny ... chlip chlip. Ivy nie przejmuj się, taki jego urok XD
    "mama zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, zauważając jego fioletowe włosy i kolczyki w uszach." Ok mogę jej nie lubić?
    Na początku myślałam, że z ojcem Ivy przynajmniej się dogadają, jak zaczęli ten temat z zespołem, ale później jakoś tak mi przeszło i stwierdziłam, że nie przepadam za nimi jednak.
    Ale Mikey to mój bohater XD "- Naprawdę? - spytał Michael z lekko wyczuwalną kpiną w głosie. - Pierwsze słyszę." W tym momencie zachichotałam jak dziecko i miałam ochotę przybić mu wielką pionę. Rebel forever.
    " Jedyne co robię, to gram na playstation albo spędzam czas z Ivy." ok znów sikam, nie mogę, kocham Michaela tak bardzo XD nie można być lepszym chłopakiem XD
    Generalnie myślałam, że będzie większa miazga z tymi jej rodzicami, ale w sumie oni chyba i tak wszystko mają w dupie.
    I o m g końcówka, czy ty to robisz specjalnie? Znowu się śmieje, kurwa mam już dość. "Przyprowadziłaś jakiegoś dziwnego kolesia z kolorowymi włosami, bez żadnych szczególnych zainteresowań lub planów na przyszłość... a Ty przecież idziesz na prawo." Ok ten tekst zdecydowanie był najśmieszniejszy z wszystkich XD Zmieniam zdanie Mikey jest moim królem!
    Albo w sumie Luke ...
    Ok nie wiem, umówmy się, że oboje prowadzą, nie mogę się zdecydować, który był śmieszniejszy.
    Dobra, podsumowując to sikałam non stop, tak że teraz boli mnie brzuch i mam całe mokre policzki od łez. Zajebisty rozdział.
    Czekam na następny, chyba wiesz który ;>

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie lubię rodzicow Ivy, biedna dziewczyna. Mikey wcale nie byłeś wredny na tej kołach wcale hahah ale scena u Asha w domu jsskakdiskdidiao <3 kocham i do następnego!

    OdpowiedzUsuń