Michael
Coś połaskotało mnie po nosie raz, a później drugi, skutecznie nie dając mi spać. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem przed sobą wielki, kudłaty łeb psa. Jego sierść miałem praktycznie na twarzy, więc nie dziwiłem się już, że się obudziłem. Jęknąłem z niezadowoleniem i obróciłem się na drugą stronę, a wtedy zauważyłem nad sobą mamę.
- Co? - spytałem, pocierając dłonią oczy. - Dlaczego go tu przyniosłaś?
- Wyjdź z nim na dwór.
- Wracam do spania - mruknąłem, a na łopatce poczułem łapę psa, potrząsnąłem ramieniem, starając się ją z siebie zepchnąć.
- Musi się nauczyć załatwiania się na dworze, wstawaj - powiedziała.
- Ty nie możesz tego zrobić? - wymamrotałem, prawie już zasypiając z powrotem.
Mama już nic mi nie odpowiedziała i myślałem, że da mi spokoju, ale po chwili poczułem na sobie ciężar i pazury wbijające się lekko w moje ramię. Otworzyłem oczy, patrząc z niezadowoleniem na szczeniaka, którego mama musiała na mnie położyć, po czym wyszła z pokoju. Cholernie nie chciało mi się wstawać z łóżka, tym bardziej, że nie miałem dzisiaj ani szkoły ani pracy. Mogłem spokojnie pospać, ile tylko chciałem, gdyby nie ten głupi pies.
Spojrzałem w bok na Ivy, która o dziwo nie obudziła się podczas mojej rozmowy z mamą. Spała w najlepsze, na jej twarzy znajdował się nieznaczny uśmiech, a włosy miała rozwalone po całej poduszce. Właściwie to był jej pies, więc to ona powinna z nim wyjść, ale nie mogłem jej obudzić. Tym bardziej nie po tym, co wydarzyło się wczoraj na jej urodzinach. Zasługiwała na to, żeby pospać dłużej, gdy ja (z wielkim bólem i niechęcią) wezmę tego małego kudłacza na dwór.
Wstałem z łóżka i położyłem psa na podłogę, po czym wciągnąłem na siebie te same spodnie, które jeszcze kilka godzin temu odłożyłem na kanapę. Wyciągnąłem z szafy sweter, naciągnąłem go na siebie i starałem się zignorować psa, który biegał wokół mnie. Zacząłem się zastanawiać, czy nie wybrałem jakiegoś zepsutego.
Wziąłem komórkę do ręki i skrzywiłem się, widząc, że była dopiero 7 rano, oprócz tego miałem kilka wiadomości od Ashtona, ale nie miałem siły, żeby się teraz za to zabierać. Sprawdziłem jeszcze raz, czy Ivy śpi, a widząc jej zamknięte oczy, wyszedłem po cichu z pokoju. Mały futrzak poleciał za mną, ciesząc się z nie wiadomo czego. Ivy musiała szybko wymyślić mu jakieś imię, bo nie miałem pojęcia, jak zawołać go w razie czego.
Ubrałem buty i kurtkę, a pies zaczął na mnie szczekać.
- Cicho - powiedziałem głosem nieznoszącym sprzeciwu.
On na to zaczął tylko głośniej szczekać i wiedziałem, że zaraz albo obudzi Ivy albo moja mama wejdzie do przedpokoju z niezadowoloną miną. Rozejrzałem się dookoła, nie pamiętając, gdzie zostawiłem jego smycz. (Po wzięciu tego kudłacza, poszliśmy z Calumem do sklepu zoologicznego i kupiliśmy kilka potrzebnych rzeczy.)
Pewnie mama musiała ją gdzieś przestawić, bo na pewno wychodziła z nim na dwór, jak nie było nas w domu. Pies szczekał coraz głośniej, więc w końcu podniosłem go z ziemi i złapałem go jednym ramieniem, po czym wyszedłem z domu.
Spacery o tak wczesnych godzinach zdecydowanie nie były dla mnie, zresztą żadne spacery nie były dla mnie, dlatego usiadłem na ławce, a psa puściłem na trawę. Przyglądałem się mu ze znudzeniem, gdy biegał dookoła, co chwilę na coś szczekając i ciesząc się bez powodu. Dlaczego nie mogłem wybrać jakiegoś spokojniejszego psa?
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, przypominając sobie o SMS-ach, których nie przeczytałem, a w końcu teraz i tak nie miałem nic lepszego do roboty.
Od: głupi kutas
Matt się obudził i zaczął robić wielką akcję tak, że wszyscy zlecieli się do kuchni.
Zacisnąłem wolną rękę w pięść na samą myśl o tym idiocie.
Od: głupi kutas
Oprócz tego ledwo trzymał się na nogach i był praktycznie cały zakrwawiony, więc ktoś zadzwonił po karetkę i go zabrali.
Może i ja nie zrobiłem mu aż nic takiego, tylko uderzyłem go dość mocno w twarz, ale w końcu wpadł na szklany stół wyłożony butelkami. Na pewno musiał się cały pociąć, nie było mi go żal ani trochę. Zasłużył sobie chuj.
Od: głupi kutas
Ok, Luke i ja wygoniliśmy wszystkich jakiś czas temu, a teraz wreszcie skończyliśmy z ogarnianiem wszystkiego, więc Ivy nie ma się o co martwić.
O to właśnie poprosiłem Ashtona, gdy odszedłem z nim na bok, a on od razu się zgodził, słysząc co dokładnie się stało. Właściwie pierwszą jego reakcją była chęć pobicia Matta, ale później zauważył go nieprzytomnego na podłodze, otoczonego szkłem i stwierdził, że może nic więcej już mu nie zrobi.
Od: głupi kutas
No może oprócz stołu, którego brak jej rodzice na pewno zauważą.
Przewróciłem oczami na jego ostatnią wiadomość i schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Podniosłem się z ławki, po czym zagwizdałem na psa, ale on nawet nie popatrzył w moją stronę. Westchnąłem głośno, idąc w jego stronę, wziąłem go znowu pod ramię i zacząłem iść w stronę bloku.
Pies potknął się kilka razy na schodach, z czego śmiałem się cicho, nie mogąc się powstrzymać i mogłem przysiąść, że wyglądał wtedy na urażonego. Gdy tylko weszliśmy z powrotem do mieszkania, ściągnąłem z siebie kurtkę i buty, a on zaczął na mnie szczekać kolejny raz. Ten pies mnie nienawidzi...
Zaczął gryźć moją nogawkę, a ja nie przejmując się nim zbyt wiele, poszedłem do mojego pokoju. Pies oczywiście dalej uczepiony był mojej nogi i ledwo za mną nadążał.
- Hej - powiedziałem, gdy tylko zauważyłem, że Ivy siedziała na łóżku i przeciągała się, unosząc wysoko ręce.
- Mhm, hej, Mikey - odpowiedziała, a później zmarszczyła brwi, zauważając, że byłem w pełni ubrany. - Gdzie byłeś?
- Z Twoim psem na dworze.
Podniosłem kudłatą kulkę z podłogi i postawiłem go na łóżku przed nią, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Cześć, słonko - rzuciła, drapiąc go za uchem.
Usiadłem na materacu, krzyżując przed sobą nogi, a Ivy posłała mi lekki uśmiech.
- Ten pies mnie nienawidzi - mruknąłem z niezadowoleniem.
- Pewnie jesteś dla niego niemiły - odpowiedziała na to, wysuwając do przodu dolną wargę.
Jej włosy były w nieładzie, a na twarzy miała odbitą poduszkę, ale wyglądała naprawdę uroczo.
- Musisz wreszcie wymyślić mu jakieś imię - powiedziałem, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.
- Och, rzeczywiście. - Ivy przez chwilę miała zamyśloną minę, po czym uśmiechnęła się szeroko, zerkając w moją stronę. - Nie przypomina Ci trochę Ashtona?
- Co? - spytałem ze zdziwieniem, patrząc na psa, który wdrapał się jej już na kolana i wygodnie się tam ułożył.
- Popatrz, jaki jest kudłaty... chyba widziałeś włosy Asha? - mruknęła, a ja pokiwałem głową z rozbawioną miną. - No i ciągle się cieszy, a przynajmniej z tego co ja widziałam.
- Taa, jest pełen energii - rzuciłem.
- Nie mówiąc już o tym, że Cię nie lubi. Cały Ashton - dodała, a ja uniosłem brwi.
Ivy zaśmiała się cicho, widząc, że ani trochę nie rozbawiło mnie to, co właśnie powiedziała.
- Ok, czyli co chcesz nazwać swojego psa Ashton?
- Ugh, nie... ale może hm... Smash? - zaproponowała, wyglądając na dumną z siebie.
Wzruszyłem ramionami, bo szczerze mówiąc, nie mogło mnie bardziej to nie obchodzić.
- Myślę, że mi się podoba - powiedziała wolno, patrząc na psa, który wywalił język. - Pasuje mu to imię. Ok, to oficjalnie Smash.
- Ivy... - zacząłem niepewnie, przesuwając dłonią po jej nodze. - Dobrze się czujesz?
Ivy zmarszczyła nieznacznie brwi, dalej wpatrując się w Smasha i nie patrząc w moją stronę.
- Czuję się świetnie.
Nie byłem pewien, czy mówiła poważnie, czy kłamała, ale postanowiłem odpuścić jej ten temat. Tym bardziej, że jej telefon zaczął właśnie głośno dzwonić. Ivy ściągnęła z siebie psa i podbiegła do swoich dżinsów, po czym wyciągnęła z nich komórkę, a jej twarz od razu zbladła, gdy zobaczyła jej ekran.
- Cześć, mamo - rzuciła, przykładając telefon do ucha.
Wow, jej rodzice nigdy do niej nie dzwonili, to musiało znaczyć jedno. Wrócili do domu i zauważyli brak stołu w ich kuchni...
Obserwowałem przez chwilę, jak Ivy rozmawiała przez komórkę, ale szybko zakończyła połączenie, a wtedy zrzuciła z siebie (moją) koszulkę, którą miała na sobie i została w samej bieliźnie.
- Ok, nie przestawaj - mruknąłem, na co Ivy posłała mi rozbawione spojrzenie.
- Muszę iść do domu.
Ubrała na siebie szybko bluzkę, w której tutaj przyszła, a wtedy na nogi zaczęła wciągać swoje ciasne dżinsy.
- Co powiedziała Twoja mama? - spytałem, podnosząc się z łóżka i podchodząc bliżej jej.
- Tylko tyle, że mam przyjść do domu i musimy pogadać - odpowiedziała, przygryzając nerwowo wargę.
Gdy zapięła guzik spodni, wyszła szybko z pokoju i skierowała się do łazienki, a ja poszedłem za nią. Ivy zaczęła myć zęby, więc pomyślałem, że przy okazji zrobię to samo, skoro już tutaj byłem. No i wtedy będę mógł ją pocałować, zanim stąd wyjdzie.
- Ashton i Luke wysprzątali cały Twój dom, więc na pewno nie wiedzą o imprezie - powiedziałem, gdy już przepłukałem usta wodą.
- Yhym, chyba jednak będę musiała im o niej powiedzieć, biorąc pod uwagę brak stołu w kuchni - odpowiedziała i przesunęła palcami przez włosy.
- Zrzuć winę na Caluma, u mnie prawie zawsze to działa.
Ivy zaśmiała się cicho na moje słowa, po czym stanęła na palcach i pocałowała mnie krótko w usta.
- Dzięki za radę, Mikey, na pewno z niej skorzystam.
Poszedłem za nią do przedpokoju, gdzie jak najszybciej się dało założyła buty i kurtkę. Oparłem się plecami o ścianę, przyglądając się jej, gdy zapinała zamek pod samą szyję. Nie miałem pojęcia, czy jej rodzice będą na nią źli za stół, który ja rozwaliłem, skoro jedyne co o nich wiedziałem to to, że nie bardzo się nią interesowali.
- Och, mogę zostawić tu na razie Smasha? - spytała z nadzieją.
Westchnąłem teatralnie i pokiwałem głową, bo spodziewałem się, że będzie chciała to zrobić. Przecież nie zabierze teraz psa ze sobą, biorąc pod uwagę, że jej rodzice (którzy zabraniali jej mieć jakiekolwiek zwierzę) chcieli z nią porozmawiać i możliwe, że nie byli w zbyt dobrych humorach.
- Przyjdę jakoś po południu - powiedziała Ivy, uśmiechając się do mnie nieznacznie.
Stanęła przede mną i złapała się mojego ramienia, całując mnie w usta. Chciałem pogłębić pocałunek, ale ona odsunęła się ode mnie i zanim się zorientowałem, zamykała już za sobą drzwi mieszkania. Skrzywiłem się lekko, zostając w tym samym miejscu jeszcze przez chwilę.
Wreszcie się ruszyłem i wróciłem do pokoju, żeby zobaczyć psa rozwalonego na środku mojej poduszki. Ivy miała rację, był podobny do Ashtona. Tak samo jak on mnie irytował.
*
- Nie, nie, nie! - krzyknąłem.
Podbiegłem szybko do psa, który właśnie gryzł jeden z kabli przy moim telewizorze i playstation i szybko podniosłem go z podłogi.
- Zły pies - powiedziałem, a ten nic sobie z tego nie robiąc, zaczął gryźć mnie po przedramieniu.
Poważnie zastanawiałem się nad tym, czy nie zadzwonić po Caluma i nie zaprosić go do mnie. On na pewno zająłby czymś tą kudłatą kulkę i nie musiałbym się martwić o żadne pogryzione kable.
- Smash, zostań - rzuciłem, stawiając psa na podłodze jak najdalej od mojego sprzętu. - Siedź tutaj.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, uniosłem głowę, a pies szybko przebiegł obok mnie i zaczął cieszyć się, widząc Ivy. Na tyle jego słuchania mnie...
- Cześć, kochanie - powiedziała Ivy, nachylając się w stronę psa.
Przewróciłem oczami i odchrząknąłem znacząco, na co uniosła na mnie wzrok.
- Och, Ty też tutaj jesteś - powiedziała z udawanym niezadowoleniem.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne - mruknąłem i usiadłem na łóżku.
Ivy jeszcze przez chwilę głaskała psa, ale w końcu podniosła się i podeszła bliżej, po czym usiadła na przeciwko mnie, zginając pod sobą nogi w kolanach. Oparła dłonie na mojej twarzy, gdy nachyliła się w moją stronę i pocałowała mnie lekko. Objąłem ją ramionami w pasie, ochoczo odpowiadając na jej pocałunek i pogłębiając go.
Wtedy oczywiście ten głupi pies musiał zacząć szczekać, więc Ivy odsunęła się ode mnie, śmiejąc się cicho.
- Jak rozmowa z rodzicami? - spytałem, opierając dłonie na jej udach.
- Och, pytali mnie, gdzie zniknął stół... musiałam powiedzieć im o imprezie. Powiedziałam, że nie jestem pewna, jak to się stało, bo było tam tyle pijanych osób.
Ok, Ivy zdecydowanie nie posłuchała mojej rady, by zrzucić wszystko na Caluma.
- I?
- Byli źli, trochę się na mnie podarli, ale to był pierwszy raz od dawna, gdy zwrócili na mnie uwagę, więc... - przerwała na chwilę i uśmiechnęła się nieznacznie. - cieszę się - dokończyła i wzruszyła lekko ramionami.
Jak rzadko trzeba rozmawiać ze swoim dzieckiem, żeby cieszyło się, gdy rodzice na nie krzyczeli, bo wreszcie je zauważali? To było tak bardzo pojebane i współczułem Ivy jej sytuacji. Ludzie mogliby powiedzieć, że ja miałem gorzej, bo mojego ojca w ogóle ze mną nie było. Ale zdecydowanie wolałem mieć tylko mamę, z którą miałem dobry kontakt niż mieć oboje rodziców, którzy by się mną nie interesowali.
- Wow, ok... - mruknąłem, nie wiedząc nawet jak to skomentować.
- Rozmawiałam z Ashtonem - powiedziała, spoglądając na mnie niepewnie. - Mówił mi, że Matt pojechał do szpitala.
- Ta, wiem - odpowiedziałem i skrzywiłem się lekko.
Przesunąłem dłońmi po jej nogach w górę i dół, a Ivy położyła na nich swoje dłonie, splatając nasze palce razem.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał przez to żadnych kłopotów - mruknęła smutnym głosem.
- Nawet jeśli będę miał, nie obchodzi mnie to, ok? - spojrzałem jej prosto w oczy. - Należało mu się i miałem dobry powód, żeby to zrobić. To on powinien mieć z tego powodu kłopoty, nie ja.
Ivy pokiwała wolno głową i westchnęła cicho.
- Nigdy bym nie przypuszczała, że akurat Matt okaże się takim dupkiem... gadał te wszystkie popierdolone rzeczy i... wiesz, że ja ciągle próbowałam go odepchnąć, prawda? Wcale nie chciałam z nim...
- Wiem - zapewniłem ją szybko, widząc jej przerażoną minę, gdy uświadomiła sobie, że w ogóle mogłem tak pomyśleć.
Nie wiedziałem dokładnie, co się stało, ale po tym gdy zobaczyłem, jak trzymał jej nadgarstki i przyciskał ją do blatu, nie trudno było się domyślić. Na samą myśl o tym miałem ochotę coś rozwalić, ale starałem się pozostać spokojny, żeby nie denerwować dodatkowo Ivy.
- Ale... czujesz się dobrze? - spytałem ją kolejny raz tego dnia.
- Naprawdę, Mikey, wszystko w porządku - powiedziała, tym razem patrząc mi w oczy i byłem pewien, że mówiła prawdę. - Tylko wyobrażam sobie w głowie, jak przejeżdżam go samochodem... czy to bardzo źle?
Na koniec zaśmiała się lekko, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie, robię dokładnie to samo.
Nachyliłem się w jej stronę i musnąłem jej usta moimi. Miałem nadzieję, że tym razem uda nam się trochę poobściskiwać, ale Ivy podniosła się z łóżka i podeszła do psa, który turlał się po podłodze.
- Spytałam rodziców, czy mogę go zatrzymać... - powiedziała niepewnie. - Nie zgodzili się... Wiesz nie chodzi tylko o to, że nie chcą psa, ale nie miałby kto się nim zajmować, gdy byłabym w szkole...
Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami, nie mając pojęcia, co w takim razie z nim zrobić.
- Mikey... - rzuciła słodko, pochodząc z powrotem do łóżka i usiadła na materacu, obejmując moją szyję ramionami. - Mógłby zostać tutaj? Przychodziłabym, żeby go wyprowadzić najczęściej, jak się da! A Twoja mama mogłaby go czasem wyprowadzić, gdy bylibyśmy w szkole? Jeśli nie ma nic przeciwko...
Powinienem był domyślić się, że to właśnie tak się skończy. Skrzywiłem się z niezadowoleniem, a Ivy zaczęła całować mnie po twarzy, doskonale wiedząc, co zrobić, żeby przekonać mnie do tego pomysłu. Mimo tego jak ten pies mnie denerwował, nie mogłem go przecież teraz tak po prostu wyrzucić z domu ani zanieść do schroniska. Zresztą to ja go wziąłem dla Ivy i to ja mogłem pomyśleć wcześniej o tym, że może nie będzie mogła zatrzymać go w swoim domu.
- Ok, ok... może tutaj zostać - powiedziałem ze zrezygnowaniem.
Ivy pisnęła cicho, ściskając mnie mocniej, tak że prawie teraz na mnie leżała. Objąłem ją ramionami, ściskając lekko jej ciało i chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, a ja położyłem się na łóżku, ciągnąc ją za sobą.
- Och, zapomniałabym - powiedziała nagle Ivy, unosząc głowę, tak żeby na mnie spojrzeć. - Powiedziałam rodzicom o Tobie.
Zamrugałem parę razy, próbując przetworzyć w głowię tę informację.
- Co? - spytałem głupio, mimo tego, że dobrze ją usłyszałem.
Ivy położyła głowę na mojej piersi i przesunęła palcami w górę i dół mojego boku. A później powiedziała najgorszą z możliwych rzeczy, jakie mogłem sobie wyobrazić.
- Chcą Cię poznać, więc musisz przyjść do nas na kolację za tydzień.
*
cholera, to już 40. rozdział!
a kiedyś myślałam, że to ff będzie miało maksymalnie 30... XD
przepraszam, że ten dodaję tak późno
mam tyle pomysłów na kolejne ff, że już sama nie wiem, za które się zabiorę po skończeniu tego
jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #pawff, żebym mogła to zobaczyć ;)
Jej ciekawe co się będzie działo w następnym rozdziale :*
OdpowiedzUsuńkolacja ciekawe jak to będzie ..
, nie umie się doczeka😆
Mikey taki pomocny taki kochający nowe oblicza kocham go za to :**
Czekam na nexta I życzę weny :*
Kolacja u rodziców Ivy? Nie jestem pewna czy spodoba im się chłopak w kolorowych włosach i kolczykach. Więc może by go przefarbować? Na czarno, albo na blond? Wtedy powinno być dobrze :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać już następnego rozdziału ♥ Team Mivy! Samsh to taki uroczy psiak... Hahahah i podobny do Ashtona! Tylko ciekawe czy też jest gejem =D
♥ Już naprawdę 40 rozdział? Czuję się tak, jakbym czytała 20 (:
No to.... Czekam na następny ♥
Tak słodki jest to ff, że cała się rozpływam <3
OdpowiedzUsuńBoje się jedynie zakończenia bo z tego co przeczytałam prolog to będzie źle. BARDZO ŹLE :'( :'( :'(. Chyba nikt by tego nie chciał. Powodzenia w pisaniu ;*
kocham normalnie
OdpowiedzUsuńRozdział jest taki słodki *__* Już nie mogę doczekać się kolacji u rodziców Ivy! :D :D
OdpowiedzUsuńOj, Mikey, ostatnio jesteś taki słodki, że aż w to nie wierzę <3 Wychodzisz o siódmej rano z psem na spacer, żeby nie budzić Ivy <3 cuuuuute
OdpowiedzUsuńCzy to dziwne, że podoba mi się relacja Michael-Pies? O ile to w ogóle można nazwać relacją ... Idk ale lubię sytuację, jak on się wkurwia na Smasha XD (i nie dziwie mu się, w końcu jego playstation mogło na tym ucierpieć).
"a wtedy zrzuciła z siebie (moją) koszulkę, którą miała na sobie i została w samej bieliźnie. - Ok, nie przestawaj - mruknąłem" Michael stahp it ... nie możesz być taki slaaayyy, bo robisz mi nadzieje na coś więcej ... (serio myślałam, że ta sytuacja zakończy się troszeczkę inaczej XD)
"- Zrzuć winę na Caluma, u mnie prawie zawsze to działa." SIKAM, nie mogę XD Cal ofiara losu, biedny chłopak XD
I znowu dużo Mivy moments awwwww. Nie wierzę, że to powiem, ale już sam nie wiem, kto jest moim OTP w tym opo (omg naprawdę to powiedziałam ....) . Nie no kocham MIVY bardzo <3
"Byli źli, trochę się na mnie podarli, ale to był pierwszy raz od dawna, gdy zwrócili na mnie uwagę, więc... - przerwała na chwilę i uśmiechnęła się nieznacznie. - cieszę się" ROBISZ TO SPECJALNIE CZY JAK?W!?!?! DOBRZE WIESZ JAK TO NA MNIE DZIAŁA .... PŁACZE TERAZ ZADOWOLONA?
A no i końcówka husfagfjha, CZEKAŁAM NA TO XD Nie wytrzymam zaraz, już chcę tą kolację z jej rodzicami. Jestem ciekawa jacy będą. tzn. pewnie i tak ich nie polubie, bo mają w dupie moją Ivy więc ... get ready bitches. I powodzenia Mikey XD
Ps. Od: głupi kutas ... serio hahahhaha XD
Mikey z psem >>>>>>>
OdpowiedzUsuńhhaah i nazwa Asha w telefonie Michaela, lol xDD
rozwaliło mnie jak ona do pieska cześć kochanie a do Mika oo ty też tutaj jestes hahahahahahahah
o kurwa ciekawe jak będzie ta kolacja wyglądała xdd oby go polubili :3
Super rozdział *_*. Kolacja u rodziców Ivy? Będzie ciekawie <3. Czekam na next :*. 【Madzia】
OdpowiedzUsuńJa bym zostala przy wizji Michaela No Lifea. Typowy szablon przykladnej coreczki etc. Xx Niech przefarbuje wlosy na jakis wyrazisty kolor.
OdpowiedzUsuńKocham Mivy, Smasha i Ciebie. Ubostwiam ten blog :) Xx
Troche głupio ze Ivy nje moze mieć psa w domu :( ale rozdział słodki
OdpowiedzUsuńZajebiste czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny! W 2 wieczory przeczytałam cały blog i na prawdę nie żałuję. Jest świetny i z pewnością będzie jednym z najczęściej przeze mnie odwiedzanych. Pozdrawiam, weny życzę :*
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do siebie http://mistakes--ff.blogspot.com/
powiem krótko: ten blog to coś pięknego! MUKE również :)
OdpowiedzUsuńciekawi mnie wizja kolacji u rodziców :D
czuję że będzie się tam trochę działo :)
Weny :)