Ivy
Wrzuciłam kolejną paczkę chipsów do wózka, który był już wypełniony po brzegi przekąskami, napojami i butelkami piwa lub wódki. Ashton opierał się o rączkę wózka i liczył czy starczy nam taka ilość alkoholu. Robiliśmy zakupy na jego imprezę, która miała odbyć się na następny dzień. Ash był już na studiach, więc większość zaproszonych gości była studentami, nie zapomniał jednak o paru starych znajomych z liceum i oczywiście swojej najlepszej przyjaciółce - mnie.
Poszliśmy dalej alejką, kierując się już powoli w stronę kasy, gdy stwierdziliśmy, że mamy wszystko, czego potrzebujemy.
- Mam nadzieję tylko, że Katie znowu nie zarzyga mi całej łazienki. - Ashton zmarszczył nieznacznie nos na samo wspomnienie.
- Matt na pewno nie dałby jej już o tym zapomnieć, ciągle jeszcze mówi o tym ostatnim razie - powiedziałam, śmiejąc się cicho.
Przystanęłam nagle, gdy zauważyłam znajomą sylwetkę. Michael. Uśmiechnęłam się pod nosem i bez zastanowienia skierowałam się w stronę jego i jego przyjaciół. Nie spotkałam go dzisiaj w szkole, ostatni raz widziałam go wtedy, gdy wysiadłam z autobusu dzień wcześniej.
- Michael! - zawołałam, gdy podeszłam do nich.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i syknął pod nosem, gdy mnie zauważył. Czyż to nie było przemiłe przywitanie... Nie zwróciłam jednak na to uwagi, a przynajmniej nie dałam tego po sobie znać. Uśmiechałam się do niego szeroko, choć on miał skrzywioną minę. Mimo tego, że był dla mnie niemiły, było w nim coś takiego, że chciałam go bliżej poznać.
- Hej - burknął cicho.
Michael wrócił do przyglądania się pudełku mrożonej pizzy, które trzymał w rękach. Dopiero po chwili spojrzałam na dwóch chłopaków, którzy stali koło niego, przyglądali mi się szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogli uwierzyć, że naprawdę tam stałam. Wydawali mi się znajomi, ale nie byłam pewna skąd. Ashton podszedł do nas, spoglądając to na mnie, to na grupkę koło mnie.
- Cześć? - wyszło to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. - Jesteście znajomymi Ivy?
Uśmiechnął się do nich wesoło, a w jego policzkach pojawiły się małe dołeczki.
- Właściwie to znam tylko Michaela. - spojrzałam z przepraszającą miną na dwóch chłopaków, których imion nie znałam.
- Calum. - ciemnowłosy chłopak szybko wyciągnął do mnie rękę, posyłając mi promienny uśmiech. - A to jest Luke.
Kiwnął w stronę blondyna, który stanął bliżej Michaela, jakby chciał się za nim ukryć.
- Och, pamiętam Cię - odezwał się nagle Ashton. - Jesteś dobry w piłkę nożną, prawda?
- Tak, tak.
Calum pokiwał energicznie głową i wyglądał na bardzo szczęśliwego, że chociaż on z naszej dwójki go rozpoznał. Wydawał mi się całkiem zabawny. Podeszłam do Michaela i zagryzłam wargę, żeby nie roześmiać się, widząc jak ten patrzy na mnie podejrzliwie. Jakbym zaraz miała mu coś zrobić.
- Tamta jest lepsza - powiedziałam.
Michael zmarszczył brwi, nie mając pojęcia, o czym mówię. Zaśmiałam się lekko i zabrałam pudełko z jego rąk, po czym podałam mu to, o którym mówiłam. Jego przyjaciel, Luke stał z boku, przyglądając się to mi, to Michaelowi.
W pierwszym momencie Michael spojrzał na mnie, jakby chciał rzucić we mnie tym pudełkiem i powiedzieć, że nie obchodzi go moje zdanie. W końcu jednak wzruszył ramionami i wrzucił pizzę do wózka, pokazując, że wszystko mu jedno.
- Ivy, idziemy? - spytał Ashton.
Obróciłam się przez ramię w jego stronę i pokiwałam lekko głową. Spojrzałam po całej grupie i dopiero wtedy wpadła mi do głowy genialna myśl. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam. Chciałam poznać bliżej Michaela, a na imprezie będę mogła dowiedzieć się o nim czegoś więcej i zobaczyć jak zachowuje się poza szkołą.
- Hej, powinniście przyjść na jutrzejszą imprezę u Ashtona.
Ash uniósł na mnie brwi ze zdziwieniem, ale po chwili kiwnął głową i uśmiechnął się do nich. Wiedziałam, że nie będzie miał mi tego za złe, zawsze chętnie poznawał nowych ludzi i dla wszystkich był niesamowicie przyjazny.
- Nie ma mowy - odpowiedział od razu Michael, przewracając przy tym oczami.
- Mike - syknął Calum. - Jasne, chętnie przyjdziemy.
Widziałam, że Calum jest podekscytowany samą myślą o imprezie, Luke mimo tego, że nic nie powiedział, uśmiechnął się niepewnie w moją stronę. Tylko Michael krzywił się, jakby spotkała go właśnie jakaś krzywda. Nagle na moim ramieniu znalazła się ręka Ashtona i gdy na niego spojrzałam, widziałam, jak patrzy uważnie na Michaela. Ash potrafił być naprawdę opiekuńczy w stosunku do mnie i zapewne nie spodobało mu się to, jak Michael odnosił się do mnie. Czasem czułam się, jakbym była młodszą siostrą Ashtona.
Odepchnęłam go lekko od siebie, posyłając mu uspokajający uśmiech, a później spojrzałam na Michaela.
- Liczę na to, że jednak przyjdziesz.
Patrzył na mnie z jakąś emocją w oczach, której nie mogłam odgadnąć, ale tak cholernie chciałam. Chciałam dowiedzieć się o czym myślał, nigdy wcześniej nie spotkałam takiej osoby jak on.
- Będziemy tam - odezwał się Calum, szczerząc się do mnie.
Michael nie chciał pójść na imprezę, ale może dzięki Calumowi jednak zmieni zdanie, bo moimi namowami jak na razie w ogóle się nie przejmował
- Ok, macie coś, żeby zapisać sobie adres? - spytał Ashton.
- Nie trzeba, wiem, gdzie mieszkasz - wypalił od razu Calum, po czym zaczerwienił się lekko, czym wywołał rozbawienie u Ashtona i mnie.
Calum zdecydowanie był jedną ze najbardziej pozytywnych osób, które poznałam. Samo obserwowanie jak bardzo podekscytowany był imprezą, wprawiało mnie w dobry humor.
- Świetnie, impreza zaczyna się o 20.
Calum pokiwał znowu, a szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy, Michael przyglądał się uparcie swoim butom, jakby udawał, że nikogo tam nie było.
Ashton pożegnał się z nimi i ruszył z wózkiem w stronę kas, a ja uśmiechnęłam się do nich nieznacznie, jeszcze przez chwilę nie ruszając się z miejsca.
- Miło było Was poznać - powiedziałam w stronę Caluma i Luke'a.
- Och, Ciebie bardziej.
Zachichotałam na słowa Caluma i powędrowałam spojrzeniem do Michaela, który właśnie przewrócił oczami, zresztą kolejny raz. Uniósł głowę, tak że z powrotem mogłam zobaczyć jego twarz i nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały.
- Do zobaczenia jutro, Mikey.
Podeszłam do Ashtona, który wypakował już większość rzeczy na taśmie. W ciszy czekaliśmy na swoją kolej, a później pakowaliśmy wspólnie zakupy do reklamówek. Parę razy rozglądałam się dookoła, mając nadzieję, że jeszcze zobaczę Michaela, ale najwidoczniej dalej szukali jeszcze czegoś do kupienia.
Ash zapłacił za zakupy i wreszcie wyszliśmy ze sklepu, po czym zaczęliśmy przepakowywać reklamówki do bagażnika samochodu.
- Co to było? - spytał nagle Ashton, odzywając się pierwszy raz od spotkania Michaela i reszty.
- Co?
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego krótko, a później włożyłam ostatnią torbę do auta. Ash wsiadł do samochodu, nic mi nie odpowiadając, więc zaraz zrobiłam to samo.
- Ten koleś... - zaczął Ashton, odpalając auto. - Dobrze go znasz?
Zapięłam pas i pokręciłam przecząco głową, spoglądając na swojego przyjaciela.
- Nie, po prostu kojarzę go ze szkoły, właściwie wczoraj rozmawiałam z nim pierwszy raz.
Wyjechaliśmy już z parkingu sprzed sklepu i Ash zaczął bębnić palcami o kierownicę, patrząc uważnie przed siebie.
- Czemu zaprosiłaś go na imprezę?
- A dlaczego nie? Przeszkadza Ci to? - spytałam ze zdziwieniem.
- Nie, to znaczy tak jakby... - Ashton spojrzał na mnie na moment i zaraz szybko wrócił do obserwowania drogi. - Zachowywał się, jakby Cię nie znosił czy coś.
- Myślę, że dla każdego taki jest - odpowiedziałam szybko.
Właściwie to nie miałam o tym pojęcia, powiedziałam to tylko, dlatego, żeby Ashton przestał mnie o to męczyć. Może rzeczywiście tylko dla mnie Michael był taki? Ale przecież nigdy nic mu nie zrobiłam, cholera, wczoraj rozmawialiśmy ze sobą pierwszy raz.
- Nie podoba mi się ten koleś - mruknął Ashton, zaciskając usta w cienką linię.
- To dobrze, gdyby Ci się podobał to trochę, bym się zdziwiła, skoro zawsze mówiłeś, że kręcą Cię dziewczyny.
Ashton otworzył parę razy usta i zamknął, chcąc odpowiedzieć w jakiś sposób, ale w końcu jedynie zaśmiał się głośno. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, wiedząc, że udało mi się go rozweselić i prawdopodobnie już nie będzie mnie o to męczyć. Przynajmniej do imprezy.
- Wow, to Ci się udało.
Włączyłam radio i zmieniałam stacje, aż natrafiłam na bardziej znaną mi piosenkę. Podgłośniłam jak najbardziej się dało, oparłam się wygodnie o fotel i zaczęłam drzeć się razem z wokalistą.
- O nie, znowu - jęknął Ashton.
- Ash!
Szturchnęłam go lekko w ramię, śmiejąc się nieznacznie.
- Hej, nie bij kierowcy, bo może się to źle dla Ciebie skończyć!
Ashton pokręcił głową z rozbawieniem, a ja uniosłam dłonie do góry w obronnym geście, ale po chwili znowu zaczęłam się śmiać. Gdyby tylko Ashton dalej chodził ze mną do liceum, szkoła byłaby o wiele ciekawsza.
*
Michael
Wyszedłem ze sklepu, machając lekko reklamówką z mrożoną pizzą i zapasem energetyków, który normalnej osobie starczyłby na miesiąc. Mi jednak wypicie tego wszystkiego nie zajmie dłużej niż tydzień.
- Powiedzcie mi, czy to się stało naprawdę?
- Cal, pytasz już o to 5 raz... - mruknął Luke.
Jęknąłem cicho, wiedząc, że rozmowa o tej głupiej sytuacji jeszcze się nie skończyła, a właściwie dopiero się zaczynała. Przeklęta Ivy Foster. Czego ona właściwie ode mnie chciała? Założyła się z gromadką jej bezmózgich znajomych, że prześpi się z największym dziwakiem w szkole? Byłem przekonany, że chodziło o coś takiego. Normalnie nikt nie zwracał na mnie uwagi w tej szkole, czasem jednak śmiali się z moich kolorowych włosów albo obgadywali ubrania, które miałem na sobie. Podobno w tej szkole nie powinno się nosić spodni z dziurami na kolanach i koszulek z zespołami, o których zapewne nigdy nie słyszeli. Wcale nie obchodziło mnie, co o mnie myślą, wiedziałem, jacy Ci ludzie są naprawdę i jak wiele osiągną w życiu - jedno wielkie nic.
- Mike, jakim cudem się z nią znasz?! Co to było, Mike, powiesz mi wreszcie? - wołał Calum, ciągnąc mnie za rękaw bluzy.
Westchnąłem głośno, postanawiając, że w końcu odpowiem mu na pytanie, które zresztą zadał mi też wcześniej w sklepie, po tym jak Ivy się z nami pożegnała.
- Ok, uspokój się - mruknąłem, odczepiając palce Caluma od materiału. - Powiem Ci wszystko, chociaż nie ma za dużo do opowiadania.
Calum przyglądał mi się uważnie, jakby nie chciał przepuścić nawet najmniejszego ruchu, który teraz zrobię, Luke też spoglądał na mnie z zaciekawieniem.
- Wczoraj, gdy szedłem na autobus, padał deszcz i ona po prostu podeszła do mnie, i podzieliła się ze mną swoją parasolką.
- Co? - spytał Luke.
- Co? Żartujesz sobie... - Calum potknął się o krawężnik, ale Luke szybko pociągnął go do pionu.
- Mówię poważnie. Nie mam pojęcia o co jej chodzi.
Skrzywiłem się, spoglądając w stronę swoich przyjaciół, którzy wytrzeszczali na mnie oczy.
- Co się stało dalej? - odezwał się Luke.
- Okazało się, że mnie zna, mamy jedną lekcję razem, ale nie wiem... - wzruszyłem nieznacznie ramionami.
Calum zatrzymał się w miejscu, patrząc na mnie z niedowierzaniem, a Luke zaśmiał się cicho. Też wydawało mi się to wszystko dziwne, co z tego, że mieliśmy razem chemię, zawsze siedziałem na końcu klasy i nie zwracałem na nikogo uwagi.
- Jego zna, bo mają razem jedną lekcje, z Tobą ma razem 3 przedmioty i dalej nie miała pojęcia, jak się nazywasz - powiedział Luke do Caluma i widać było, że jest rozbawiony sytuacją.
- Zamknij się, Luke! Teraz już wie!
- Pewnie już zdążyła zapomnieć - mruknąłem w jego stronę, chcąc się z nim jeszcze bardziej podrażnić.
- Ugh, nieważne. Co działo się później?
Z zadowoleniem zauważyłem, że jesteśmy już prawie pod moim domem, więc zaraz będę mógł się z nimi pożegnać i nie będę musiał dłużej odpowiadać na te głupie pytania o głupiej Ivy.
- Nic, gadała trochę do mnie, gdy jechaliśmy autobusem.
- Co mówiła? - spytał Calum, jakby była to najważniejsza rzecz w jego życiu.
Zmarszczyłem lekko nos, zastanawiając się co takiego mówiła. Właściwie powiedziała tylko jedną rzecz, ale byłem pewien, że skłamała i miała w tym jakiś cel.
- Że podobają się jej moje włosy - odpowiedziałem niechętnie, wiedząc co wywołam tym zdaniem.
- O Boże, wow, wow, wow - mamrotał Calum.
Zdążyliśmy już zatrzymać się koło bloku, w którym mieszkam i teraz niecierpliwie tupałem nogą o chodnik, czekając na koniec rozmowy.
- Wow - powtórzył Luke po Calumie.
Calum potrząsnął lekko głową, próbując otrząsnąć się po tej informacji i zaraz zawołał głośno:
- I nazwała Cię Mikey!
- Wiem - mruknąłem, krzywiąc się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Nikt inny mnie tak nie nazywał. - Zrobiła to drugi raz. Skończyliście już z tym przesłuchaniem?
Miałem ich zdecydowanie dosyć jak na dzisiejszy dzień, chciałem znaleźć się w swoim pokoju i móc w spokoju pograć na komputerze.
- Taaa... - mruknął Calum, a po chwili dodał: - Mike, pamiętaj, że Ivy jest moja.
Zaśmiałem się lekko, pierwszy raz rozbawiony tym, co Calum powiedział. Po pierwsze, Calum nie miał u niej szans, a po drugie, nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, więc Calum był głupi, jeśli uważał, że jestem dla niego zagrożeniem. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gardziłem nią i jej znajomymi.
- Jasne, jest cała Twoja - odpowiedziałem mu.
- To pójdziemy na tę imprezę, prawda? - spytał Luke, uśmiechając się lekko.
- Nie - burknąłem.
- Oczywiście, że pójdziemy! - zawołał Calum z entuzjazmem i zarzucił rękę na ramiona Luke'a. - Nie mogę w to uwierzyć. Naprawdę zostaliśmy zaproszeni na imprezę do Ashtona Irwina.
Cały czas kręciłem przecząco głową, pokazując im, że nie zgadzam się tam pójść, ale oni nawet nie zwracali na to uwagi, przyzwyczajeni do moich dziwnych zachowań. Świetnie, mogą pójść sobie sami, ja zdecydowanie nie miałem zamiaru pójść na imprezę, gdzie banda idiotów zapijała się do nieprzytomności i wszyscy obściskiwali się ze sobą wzajemnie. Wolałem zostać w domu, gdzie mogłem w spokoju zająć się, tym co lubię najbardziej - graniem.
- Wiecie co to znaczy? - spytał Calum z przejęciem.
- Co? - Luke spoglądał na niego w połowie rozbawiony, a w połowie ciekawy tego, co powie.
Westchnąłem głośno, szykując się na kolejny głupi komentarz Caluma. To nic nie znaczyło, a przy najmniej nie dla mnie, nie pójdę na tę imprezę i nikt nie zmusi mnie, żebym tam poszedł.
- Że wreszcie mamy szansę, żeby stać się popularni!
Calum zawsze chciał, być jednym z tych znanych i lubianych przez wszystkich kolesi, właściwie podejrzewałem, że udałoby mu się to, gdyby nie trzymał się ze mną i Lukiem. Luke był zbyt nieśmiały na bycie popularną osobą, a ja nienawidziłem większości ludzi i prawie wszyscy uważali mnie za dziwaka. Wyjątkiem byli tylko Calum i Luke.
- Um, no nie wiem... - powiedział niepewnie Luke.
- Daj sobie spokój, Calum.
Machnąłem w jego stronę reklamówką i zacząłem powoli iść tyłem w stronę swojego bloku, dając im tym znać, że będę się już zbierał.
- Mówię Wam, ta impreza zmieni nasze życia! - zawołał Calum radośnie.
Spojrzałem na niego posępnie i odwróciłem do nich plecami, otworzyłem drzwi od klatki i wszedłem do środka, znikając z ich pola widzenia. Jasne, niech sobie ta impreza zmienia życie Caluma czy Luke'a, ale nie moje. Nie dam Ivy Foster okazji do upokorzenia mnie przed jej znajomymi. A byłem pewien, że właśnie o to jej w tym wszystkim chodziło.
Rozdział genialny <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Coś czuję, że Mike będzie dość trudnym charakterem. Ma wszystko i wszystkich w dupie i jestem ciekawa ja Ivy do niego dotrze. Że też jej się chce. Ja bym już dawno zrezygnowała.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
Pozdrawiam Mea
juggler-fanfiction.blogspot.com
To jest najlepsze ff jakie kiedykolwiek czytalam :) czekam na next :*
OdpowiedzUsuńAle cudowne opowiadanie. *_* Uwielbiam Michaela i ciszę się, że to opowiadanie jest właśnie o nim. Calum chyba strasznie się zakochał.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :*
swietny rozdział! nie moge sie doczekac az to sie wszystko rozkreci, czekam na nn !!
OdpowiedzUsuń"mieliśmy razem chemię" oczywiście, Mikey :)
OdpowiedzUsuńMikey - taki uparty a jednocześnie taki uroczy XD
OdpowiedzUsuń