poniedziałek, 8 czerwca 2015

rozdział bonusowy nr 3

Michael

rok po epilogu

 Wpatrywałem się ze znudzeniem w ekran telewizora i co chwilę zmieniałem kanał, bo nie mogłem znaleźć niczego, co by mnie zainteresowało. Westchnąłem głośno i odłożyłem pilot na podłogę, postanawiając dać sobie z tym spokój. Mimo tego, że wprowadziliśmy się do tego mieszkania jakieś trzy tygodnie temu, to dużo naszych rzeczy wciąż było w domu mojej mamy, bo to właśnie tam mieszkaliśmy przez ostatnie osiem miesięcy. I to tam dalej było moje playstation, z czego nie byłem ani trochę zadowolony, za to Ivy wręcz przeciwnie.
 - Michael.
 Odchyliłem bardziej głowę, by spojrzeć na Ivy, która weszła właśnie do salonu. Jak zwykle miała na sobie jedną z moich koszulek, do czego byłem już przyzwyczajony, bo ostatnimi czasy nie nosiła praktycznie niczego innego. Uniosłem brwi, zauważając, jak przygryzła nerwowo wargę i podeszła bliżej kanapy, po czym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy zobaczyła, że leżałem z naszą córką.
 - Co jest? - spytałem, wiedząc, że chce coś powiedzieć.
 Już sam fakt, że użyła mojego pełnego imienia, znaczył, że coś było na rzeczy.
 - Chciałam... nieważne, może później, skoro Rissa śpi - odpowiedziała i machnęła lekceważąco ręką, ale zachowywała się jakoś dziwnie.
 - Co z tego?
 Spojrzałem w dół na malutkie rączki zaciśnięte na materiale mojej koszulki i twarz przyciśniętą do mojej piersi. Ivy wcześniej narzekała, że nie mogła jej położyć i ciągle płakała, dlatego kazała mi się nią zająć i dość szybko udało mi się sprawić, że zasnęła. Okazało się, że jej zdaniem byłem dość wygodną poduszką. Musiała mieć to po Ivy, która uwielbiała zasypiać na mnie, a nawet jeśli akurat tego nie robiła, to i tak budziłem się rano z jej głową i ramionami na moim torsie, a nogą przerzuconą przez biodra.
 - Musimy o czymś pogadać, ale nie chcę jej przenosić, bo może się obudzić - mruknęła cicho.
 Przyglądałem się jej chwilę podejrzliwie, a ona udawała, jakby wcale nic wcześniej nie powiedziała i usiadła na podłodze, po czym oparła się przedramieniem o wolny kawałek kanapy i skupiła swój wzrok na Marissie. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, a ja zastanawiałem się, o co do cholery mogło jej chodzić tym razem. Miałem nadzieję, że jej rodzice nie czepiali się znowu o coś, choć nie byłoby to bardzo zaskakujące, bo zawsze potrafili znaleźć coś, co by im nie pasowało. Przeważnie było to związane ze mną. A jeśli nie chodziło o to, to może...
 - Nie, nie weźmiemy tu Smasha - powiedziałem i przewróciłem oczami.
 Ivy spojrzała na mnie z nieznacznym uśmiechem, kręcąc lekko głową.
 - Nie chodziło o to, zresztą to jest już bardziej pies twojej mamy niż nasz.
 Chciałem w pierwszej chwili zaprotestować i powiedzieć, że nigdy nie był nasz, tylko jej, ale w końcu sobie odpuściłem, bo właściwie miała rację. W końcu zajmowałem się nim więcej niż Ivy to robiła, czy tego chciałem czy nie.
 - Ok, w takim razie o co chodzi? - spytałem ze zniecierpliwieniem.
 Ivy wypuściła głośno powietrze przez usta i podniosła się z podłogi. Myślałem najpierw, że po prostu mnie zignoruje, ale wtedy ostrożnie podniosła Marissę, pocałowała ją w czubek głowy i wyszła z nią z pokoju. Byłem całkiem pewien, że zaraz tu wróci.
 Podniosłem się do pozycji siedzącej i przeciągnąłem się, bo przez dobrą godzinę leżałem w tej samej pozycji i ruszyłem się jedynie wtedy, gdy przełączałem kanały. Nie słychać było żadnego płaczu z pokoju obok, co znaczyło, że Ivy udało się przenieść Rissę do jej łóżeczka bez obudzenia tego małego potwora.
 Tak jak myślałem, Ivy wróciła do salonu, podniosła pilot z podłogi i wyłączyła telewizor. Zrobiłem niezadowoloną minę, mimo tego, że nawet nie zwracałem uwagi na to, co tam leciało. Ivy usiadła obok mnie, a ja przekręciłem się na moim miejscu tak, żebym był na wprost niej. Przysunęła się jeszcze bliżej, umiejscawiając się między moimi nogami, a swoje oparła o nie tak, że jej kolana znajdowały się po obu moich stronach.
 - Obiecaj, że nie zaczniesz świrować - powiedziała, spoglądając na mnie niepewnie.
 Zmarszczyłem brwi ze zdezorientowaniem, zastanawiając się z jakiego powodu miałbym zacząć panikować. O czym mogła chcieć mi powiedzieć, żebym... Och. Wytrzeszczyłem na nią oczy i zacząłem energicznie kręcić głową na boki.
 - Nie...
 Ivy pokiwała nieznacznie głową, udowadniając mi, że moje przypuszczenia jednak były prawidłowe. Przez krótką chwilę myślałem, że może nagle powie, że żartowała, ale wyglądała na całkowicie poważną.
 - Mikey...
 - Nie - powtórzyłem znowu i oparłem łokieć o jej nogę, a palce przycisnąłem do skroni. - Jak... Cholera, wow - mruknąłem, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Od kiedy wiesz? Zrobiłaś test?
 - Podejrzewałam od kilku dni, a jakieś dziesięć minut temu zrobiłam cztery testy i każdy był pozytywny - wytłumaczyła i złapała moją wolną dłoń, splatając razem nasze palce.
 Wlepiłem wzrok w jej koszulkę, jak gdybym mógł już zobaczyć tam odstający brzuch. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to działo się znowu i to tak szybko. Marissa dopiero co skończyła pół roku, a teraz okazywało się, że będziemy mieć jeszcze drugie dziecko.
 To zdecydowanie nie było w naszych planach. Znowu.
 - Jak to możliwe? - spytałem, nawet nie oczekując od niej odpowiedzi. - Przecież się zabezpieczaliśmy za każdym razem i...
 - Mikey, te rzeczy nie dają stuprocentowej pewności - powiedziała, ściskając lekko moją rękę.
 Ta, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, nie byłem głupi, ale jak to możliwe, żeby coś takiego przydarzyło nam się już drugi raz. I to tak szybko. Ivy dopiero niedawno miała 22. urodziny, a do moich zostało jeszcze dobre kilka miesięcy.
 - O czym myślisz?
 - O tym, jak bardzo mamy przejebane - odpowiedziałem bez zastanowienia, a Ivy skrzywiła się lekko. - Miałaś wrócić na studia i zrobić magisterkę. Jedno dziecko to już o wiele za dużo dla nas, a co dopiero drugie... Kurwa, skąd weźmiemy tyle pieniędzy, mam chujową pracę i nie obchodzi mnie, co mówią twoi rodzice, nie chcę brać ich kasy, to jest naprawdę zły mome...
 Nie dokończyłem, bo Ivy położyła dłoń na moim policzku i pocałowała mnie, skutecznie zamykając moje usta.
 - Nie myśl teraz o tym, ok? Wszystko będzie dobrze - powiedziała, patrząc mi w oczy. - Może w międzyczasie znajdziesz lepiej płatną pracę, a studia zawsze mogę odłożyć na później albo nawet w ogóle już na nie nie iść, w końcu mam licencjat.
 Kiwnąłem lekko głową, choć nie byłem do końca przekonany, że naprawdę uda mi się znaleźć taką pracę, żeby starczało nam pieniędzy na to wszystko. Choć naprawdę bardzo nie chciałem tego robić, wiedziałem, że w razie czego rodzice Ivy dadzą nam tyle kasy, ile tylko byśmy chcieli. Dlatego na pewno nie skończy się tym, że zostaniemy wyrzuceni z mieszkania za niepłacenie rachunków.
 Westchnąłem cicho i objąłem ją ręką w pasie, a Ivy uśmiechnęła się nieznacznie.
 - Wiem, że to za szybko, ale sobie poradzimy, Mikey - powiedziała pocieszającym tonem.
 - Cieszysz się, prawda? - spytałem, unosząc pytająco brew.
 Ivy przygryzła wargę, ale nie potrafiła ukryć szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Jej oczy błyszczały radośnie i patrząc na nią w tym momencie, zacząłem myśleć, że wszystko będzie dobrze. Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałem za dziećmi, ale Marissa była moim oczkiem w głowie i na pewno tak samo stanie się z naszym nowym dodatkiem rodziny.
 Cholera, to było naprawdę dziwne, że za kilka miesięcy będziemy mieli dwójkę dzieci, choć kiedyś zawsze myślałem, że nie będę miał żadnych. A wyszło na to, że miałem je szybciej od moich przyjaciół.
 - Mhm, nie miałabym nawet nic przeciwko posiadaniu piątki dzieci, jeśli miałabym je z tobą - powiedziała wesoło i objęła ramionami moją szyję, na palcach kręcąc końcówki moich niebieskich włosów.
 Zaśmiała się cicho, widząc przerażenie na mojej twarzy i zapewniła mnie, że tylko żartowała. Wciągnąłem ją na swoje kolana, ściskając mocno, a ona wtuliła się we mnie i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi.
 - Dwójka nam wystarczy, ok? - rzuciłem niby od niechcenia, ale mówiłem całkowicie poważnie.
 Ivy zgodziła się ze mną i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż z pokoju obok nie rozległ się głośny płacz Rissy.
 I niedługo będzie tego wszystkiego dwa razy więcej.

*

6 lat po epilogu

 Zmarszczyłem nos z niezadowoleniem, czując co chwilę jak coś dotykało mnie po twarzy, ale cholernie nie chciało mi się obudzić. Po chwili uchyliłem jedno oko, a wtedy zobaczyłem zaraz nad sobą takie same jak moje zielone tęczówki i wielki uśmiech z małymi, krzywymi ząbkami. Nettie zaśmiała się wesoło, gdy zobaczyła, że udało się jej mnie obudzić i wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
 - Dobły - powiedziała. - Już późno, wstawaj!
 Jęknąłem z niezadowoleniem, ale w końcu niechętnie zwlokłem się z łóżka, a wtedy objąłem ramieniem Nettie i podniosłem ją nad ziemię, na co ona pisnęła głośno.
 - Hej, smrodzie. Gdzie Rissa? - spytałem, po czym ziewnąłem głośno i wyszedłem z sypialni.
 - Tatooooo, odstaw mnie! - zawołała z oburzeniem, machając rękami i nogami.
 Zaśmiałem się lekko i wszedłem do salonu, gdzie Marissa siedziała już na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora z wielkim zainteresowaniem. Upuściłem Antoinette obok niej, na co zachichotała głośno, a Rissa spojrzała w naszą stronę ze zdezorientowaniem.
 - Gdzie mama? - zapytałem i potarłem moje zaspane oczy.
 - Wyszła z wujkiem Ashem - odpowiedziała Marissa, odwracając się z powrotem w stronę telewizora.
 Patrzyłem pomiędzy nimi dwoma, zastanawiając się, co dzisiaj był za dzień i czy nie powinienem szykować się do pracy, ale skoro Ivy tak po prostu wyszła, chyba znaczyło to, że miałem wolne. Przyglądałem się im jeszcze chwilę, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić.
 Mimo tego, że był między nimi rok i prawie trzy miesiące różnicy, to wyglądały praktycznie tak samo. Zawsze wszyscy pytali nas o to, czy są bliźniaczkami, tak bardzo były do siebie podobne. Rissa była trochę większa od Nettie, ale na pierwszy rzut oka nie było tego zbytnio widać.
 Na dodatek obie miały teraz na sobie identyczne kolorowe getry i różowe bluzki. Zawsze musiały dostawać takie same rzeczy, inaczej jedna była zazdrosna o coś, co miała ta druga. Ich ulubionym kolorem był różowy, więc praktycznie wszystko co posiadały, było właśnie w tym kolorze. Łącznie ze ścianami w ich pokoju. Wyobrażałem sobie, że będą nosić zupełnie inne rzeczy i wystrój w ich pokoju będzie trochę lepszy, ale skoro tak właśnie chciały, to nie miałem zbytnio nic do gadania.
 Jedyne co w tym momencie je różniło to to, że Nettie miała dwa, wysokie kucyki, a Rissa warkocza. Codziennie lubiły mieć jakąś specjalną fryzurę, więc gdy przychodziło do tego, że to ja zajmowałem się nimi po ich obudzeniu (to zdarzało się rzadko), były naprawdę niezadowolone, wiedząc że nie umiałem zrobić najprostszej rzeczy z ich włosami i często kończyło się to tylko dodatkowymi kołtunami.
 - Mama poszła z piełścionkiem - dodała Antoinette, wyrywając mnie z moich rozmyślań.
 Kiwnąłem głową, od razu rozumiejąc, co miała przez to na myśli. Wreszcie po dziewięciu latach naszego bycia razem, mieszkania ze sobą przez większość tego czasu i posiadania dwóch córek, stwierdziłem, że oświadczę się Ivy. Tylko okazało się, że pierścionek był na nią za duży i spadał z jej palca, dlatego trzeba go było zmniejszyć. Mówiłem Ivy, że mogę to załatwić, ale ona uparła się, że lepiej wyjdzie, jeśli ona się tym zajmie. Prawdopodobnie miała rację.
 - Ok, czemu mnie nie obudziła? Jadłyście już śniadanie? - zapytałem i miałem wielką nadzieję, że już to zrobiły i nie będę musiał się teraz o to martwić.
 - Mhm, całe wieki temu - mruknęła Rissa z poważną miną, choć pewnie znaczyło to, że zjadły godzinę temu. - Nie śpimy tak długo jak ty.
 Uśmiechnąłem się nieznacznie, spoglądając przez chwilę na nią z rozbawieniem i w końcu pokręciłem lekko głową. Usłyszałem jakieś dźwięki z kuchni, na co zmarszczyłem brwi ze zdezorientowaniem, bo skoro one obie były tutaj, Ivy wyszła, to w takim razie kto mógł tam być.
 - Cally i Lukey tu są - powiedziała Nettie, jakby czytała mi w myślach i uśmiechnęła się szeroko w moją stronę.
 Westchnąłem głośno, słysząc to, bo mogłem się domyślić, że to ich tutaj przywiało. Skoro Ashton był z Ivy, a Alex pewnie pracowała, to nie chciało im się siedzieć we własnych domach i woleli zatruwać mi życie jak zawsze.
 Poszedłem do kuchni i skrzywiłem się lekko, gdy pierwsze co zobaczyłem to tyłek Caluma, który nachylał się nad lodówką. Luke siedział przy stole z otwartą paczką chipsów, zajadając się nimi, jakby nie jadł przez kilka ostatnich dni.
 - O, hej Mike - wymamrotał z chipsami w ustach.
 Calum spojrzał szybko w moją stronę, po czym pokazał na lodówkę z oskarżycielką miną.
 - Tu nie ma nic do jedzenia.
 Spojrzałem to na Luke'a, to na Caluma i wziąłem butelkę wody z blatu. Wziąłem z niej kilka łyków, gdy oni przyglądali mi się uważnie, czekając, aż coś powiem.
 - Jest za wcześnie, żebym się z wami użerał - powiedziałem w końcu, gdy odłożyłem butelkę na bok i zacząłem masować palcami skronie.
 - Jesteś taki miły - skomentował Luke.
 Przewróciłem oczami i podszedłem do lodówki, odpychając lekko Caluma na bok. Zauważyłem wcześniej, że posmarował sobie kromki chleba, więc podałem mu szynkę, na co on spojrzał na mnie jak na idiotę.
 - Co? - spytałem z niezrozumieniem, a on tylko zmrużył dodatkowo oczy. - Och, no tak zapomniałem, nie jesz mięsa...
 - Taaa, od jakichś kilku lat - odpowiedział z niezadowoleniem, jakby naprawdę nie wierzył, że mogłem o tym zapomnieć.
 Wzruszyłem ramionami i w końcu wyciągnąłem z lodówki mleko, ominąłem Caluma, wyciągnąłem sobie miskę i płatki, które od razu wsypałem do środka. Zalałem to mlekiem i zabrałem jeszcze łyżkę po drodze, zostawiając na blacie rzeczy, które powyciągałem.
 Wróciłem do salonu i usiadłem na wolnym miejscu na kanapie obok Rissy, która od razu spojrzała z zaciekawieniem na to, co miałem w rękach.
 - To płatki - powiedziałem, zanim mogła się odezwać.
 - Jakie? - spytała Nettie, wychylając się zza niej.
 - Czekoladowe - odpowiedziałem i wepchnąłem sobie pełną łyżkę do ust.
 - Ja też chcę! - zawołała na to.
 - Przecież jadłyście śniadanie...
 - Całe wieki temu - powtórzyła Rissa to samo, co powiedziała wcześniej.
 - Jadłyście jakieś pół godziny temu, kłamczucho! - zawołał Calum, gdy razem z Lukiem weszli do salonu.
 Rissa zaśmiała się lekko, zasłaniając twarz dłonią i mruknęła cicho:
 - Ups.
 - Callyyyy! - zawyła Nettie, wyciągając ręce w jego stronę i ruszając palcami.
 Calum wetknął końcówkę swojej kanapki do ust, otarł dłonie o spodnie i podniósł ją, po czym sam usiadł na jej wcześniejszym miejscu, sadzając ją sobie na kolanach.
 Luke rozejrzał się dookoła i w końcu usiadł w fotelu obok nas, przerzucając nogi przez oparcie na rękę i wrócił do jedzenia swoich (moich) chipsów. Przez chwilę wszyscy głównie skupili się na oglądaniu bajki, tylko czasem dało się słyszeć jak Calum i Nettie rozmawiali między sobą, na co Rissa musiała parę razy też coś wtrącić, a ja skończyłem jedzenie mojego śniadania.
 Wyniosłem miskę do kuchni i poszedłem do łazienki przemyć twarz i umyć zęby, a gdy wróciłem do nich, jakimś sposobem cała trójka rozsiadła się tak na kanapie, że nie było już tam więcej miejsca. Dlatego usiadłem na podłodze przed nimi, a wtedy Rissa zaczęła dotykać stopą czubka mojej głowy i szybko ją zabierać, śmiejąc się przy tym głośno. Udawałem, że wcale nie wiedziałem, że to ona i spoglądałem po wszystkich, tylko nie niej, na co ona śmiała się jeszcze głośniej.
 - Kto to jest? - spytał Luke, pokazując na ekran. - Oni się nie lubią, tak?
 Nettie z wielką ochotą zaczęła tłumaczyć mu każdy najmniejszy szczegół bajki i niestety musiałem przyznać, że zauważałem już nawet, gdy coś mieszała, bo sam znałem przez nie tę kreskówkę na pamięć.
 - Kiedy odwiedzimy babcię i Smasha? - spytała Rissa, opierając dłonie na mojej głowie i wychylając się lekko do przodu.
 - Może jutro - odpowiedziałem, nawet się nad tym nie zastanawiając.
  Pozwoliłem im jeszcze chwilę oglądać bajkę i w końcu niechętnie podniosłem się z miejsca, po czym przesunąłem na środek salonu ich pudełko z zabawkami. W większości były to lalki i ich miliony ubranek, bo niestety nie lubiły bawić się klockami lego, co akurat chętnie bym z nimi robił.
 - Ok, koniec telewizji na teraz, później jeszcze pooglądacie - powiedziałem, wyłączając pilotem telewizor.
 - Nieeee! - krzyknęła dramatycznie Rissa, za to Nettie od razu rzuciła się na miękki, puchaty dywan i zaczęła wyciągać swoje lalki z pudełka.
 - Rissa - rzuciłem ze zrezygnowaniem. - Pooglądasz bajki później, nie możesz oglądać tyle telewizji, bo jeszcze popsujesz sobie wzrok.
 Calum i Luke prychnęli głośno, bo w końcu to ja potrafiłem spędzać całe dnie przed ekranem telewizora, tyle że raczej dlatego, że grałem na playstation. Pokazałem im środkowe palce, na co Nettie głośno wciągnęła powietrze i wskazała na mnie oskarżycielsko.
 - Pokazałeś złą rzecz! - krzyknęła Rissa, skacząc po kanapie. - Mama cię okrzyczy!
 - Cii, mama nie musi o tym wiedzieć - powiedziałem, próbując je obie uspokoić, bo Nettie ciągle na mnie pokazywała z tą oburzoną miną.
 - Wiedzieć o czym? - usłyszałem za sobą głos Ivy.
 - Kurwa - mruknąłem, po czym uświadomiłem sobie, co zrobiłem.
 Odwróciłem się szybko w stronę drzwi i posłałem Ivy przepraszający uśmiech, gdy Marissa i Antoinette zaczęły teraz krzyczeć do niej, że powiedziałem złe słowo. Calum i Luke brzmieli, jakby mieli się zaraz udusić ze śmiechu.
 Ivy zacisnęła usta w cienką linię, wyglądając jakby nie była pewna, czy ma się śmiać czy na mnie złościć, za to Ashton wyminął ją, posłał mi niezadowolone spojrzenie i poszedł przywitać się z Lukiem. Miałem nadzieję, że chociaż oni teraz stąd pójdą, a najlepiej jakby zabrali ze sobą Caluma.
 Pokazałem Nettie i Rissie, żeby się uspokoiły i podszedłem do Ivy, złapałem jej dłoń, po czym wyprowadziłem ją z pokoju. Skoro wszyscy zebrali się w naszym domu, to mogli przydać się chociaż na chwilę i przypilnować dzieci. Zaprowadziłem Ivy do sypialni, a tam od razu padłem na łóżko, na co ona zaśmiała się lekko.
 - Już jesteś zmęczony? - spytała z uśmiechem.
 - I to jak - odpowiedziałem z niezadowoleniem, a ona powiesiła swoją torbę na klamce. - Załatwiłaś sprawę z pierścionkiem?
 - Yhym, mam przyjść po niego jutro - powiedziała i usiadła obok mnie, po czym zupełnie nie na temat dodała: - Lubię, gdy masz taki kolor włosów.
 Już prawie rok miałem jasnobrązowe włosy, taki sam odcień jak ten, który zrobiłem sobie na bal maturalny kilka lat temu.
 - Taa, chyba zostawię go już na stałe.
 Złapałem ją znowu za rękę i pociągnąłem tak, że prawie położyła się na mnie, a wtedy musnąłem jej usta raz i drugi, co w końcu przerodziło się w naprawdę długi pocałunek. Oparłem dłoń na jej plecach pod materiałem koszulki i przesuwałem nią w górę i dół po jej gładkiej skórze, a ona nie wiem nawet, kiedy wsunęła nogę między moje.
 Usłyszałem ciche uchylanie się drzwi, ale zanim mogłem w pełni zareagować i odsunąć się od Ivy, Ashton powiedział:
 - Hej, gdzie macie... - nagle urwał i zawołał z obrzydzeniem: - Ugh, fuj, moje oczy!
 Ivy zaczęła śmiać się głośno, a ja spojrzałem z niechęcią w jego stronę i tak jak się spodziewałem, zasłonił ramieniem połowę swojej twarzy, po czym szybko wycofał się z powrotem na korytarz i zamknął za sobą drzwi.
 Westchnąłem głośno, a Ivy popatrzyła na mnie z rozbawieniem i wiedziałem, że chciała już wstać i tam wrócić, dlatego złapałem ją znowu za rękę, żeby została na miejscu. Uniosłem się na łokciach, nachyliłem w jej stronę i chciałem ją pocałować, ale wtedy po całym mieszkaniu dało się słyszeć głośne:
 - Mamoooooo, Cal zepsuł mi lalkę!
 Ani chwili spokoju...

*

17 lat po epilogu

 Gdy zszedłem do kuchni, cała reszta już tam była, krzątając się po całym pomieszczeniu w tę i z powrotem. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się im ze zdezorientowaniem, bo nie bardzo wiedziałem, co się dzieje. Co innego gdyby to był ranek i wszystkim śpieszyło się do pracy albo szkoły, ale to był już prawie wieczór.
 - Co robicie? - spytałem w końcu, opierając się bokiem o blat.
 - Chłopak Rissy przychodzi na kolację, zapomniałeś? - mruknęła Ivy i spojrzała kątem oka w moją stronę.
 Ta, rzeczywiście o tym zapomniałem, a może raczej miałem nadzieję, że jeśli o tym zapomnę, wtedy to się nie wydarzy. Spotkałem dwa razy tego jej chłopaka i nie bardzo przypadł mi do gustu, bo za bardzo się starał, żebym go polubił. Był dość irytujący, ale ponoć tylko ja tak uważałem.
 Spojrzałem w stronę Marissy, która co chwilę zaglądała do garnków, chcąc się upewnić, czy cokolwiek tam było, nie zdążyło się już ugotować. Z zadowoleniem zauważyłem, że wcale nie wystroiła się na jego przyjście, ubrana była tak jak na co dzień, w czarne rurki z dziurami na kolanach i koszulkę z logo swojego ulubionego zespołu. Nettie i ona już dawno wyrosły ze swojego uwielbienia do różowego, a przerzuciły się raczej na ciemniejsze kolory.
 Teraz gdy były już starsze nie wyglądały, aż tak bardzo podobnie do siebie jak kiedyś. A przynajmniej jeśli dobrze się je znało, to można było zauważyć pewne różnice w ich wyglądzie. Oczy Antoinette miały identyczny zielony kolor jak moje, a Marissy wyglądały bardziej na zielono-brązowe, poza tym była wyższa. Właściwie była dość wysoka, gdy Nettie była średniego wzrostu, wciąż przewyższając Ivy o dobre dziesięć centymetrów. Do tego Rissa miała idealnie proste zęby, za to górne jedynki Antoinette były trochę dłuższe, tak samo jak u mnie.
 - Zostajesz tak ubrana? - spytałem, spoglądając na moją młodszą córkę, która właśnie zajęła miejsce przy stole.
 - Mhm, a źle wyglądam? - rzuciła i uniosła wysoko brew, spoglądając na mnie z pewną siebie miną, bo dokładnie wiedziała, o co mi chodziło.
 Zacisnąłem usta w cienką linię, patrząc z niezadowoleniem na jej czarne podkolanówki i krótką, czarną spódniczkę. Do tego miała na sobie cienki, bordowy sweter, który byłem całkiem pewien, że należał kiedyś do mnie. Przynajmniej to nie jej chłopak przychodził tutaj... Nettie w ogóle nie miała jeszcze chłopaka i jak dla mnie mogło tak zostać przez jeszcze naprawdę długi czas.
 - Nie, wyglądasz dobrze - odpowiedziała Ivy i uśmiechnęła się w jej stronę, gdy nic nie powiedziałem.
 - Nie lubię kolesi - powiedziała nagle Antoinette, opierając się łokciami o stół i kładąc podbródek na swoich dłoniach.
 Marissa spojrzała na nią dziwnie, a Ivy i ja wymieniliśmy między sobą spojrzenia, po czym znowu popatrzyliśmy na nią.
 - Nie lubisz kolesi? - powtórzyła po niej Ivy z zainteresowaniem.
 - Nie - odpowiedziała z poważną miną i pokręciła przecząco głową. - I nie będę się nigdy z żadnym umawiać.
 - Jesteś pewna? - spytałem wolno, a Rissa wyglądała na rozbawioną moim pytaniem. - To całkowicie w porządku, nie przejmuj się tym.
 Nettie spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, nie do końca rozumiejąc, o czym mówię, po czym na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
 - Nie lubię dziewczyn - powiedziała.
 Ok, z tego co powiedziała wychodziło, że nie lubiła ani chłopaków ani dziewczyn, co jak dla mnie było idealne. Nie musiała się z nikim umawiać, po co jej plątanie się w jakieś związki. Ivy spoglądała w moją stronę z rozbawieniem, jakby podejrzewała, o czym myślę.
 - Nie wydaje mi się, że o to jej chodziło - powiedziała do mnie, na co Antoinette uniosła pytająco brwi.
 - Ona powiedziała to tylko dlatego, że ostatni koleś, z którym pisała, ją olał - wytłumaczyła Rissa, kręcąc z niedowierzaniem głową, jakby nie mogła uwierzyć, że zrobiłem z tego o wiele poważniejszą sprawę niż powinienem. - A teraz z tego powodu rozpacza, ale jutro jej przejdzie.
 - Mhm, prawdopodobnie - dodała Nettie, kiwając lekko głową, choć jeszcze chwilę wcześniej mówiła, że nigdy nie będzie się z żadnym umawiać.
 - Jaki koleś? - spytałem, krzywiąc się z niezadowoleniem.
 - Żaden - odpowiedziała i machnęła lekceważąco ręką, po czym wstała od stołu. - Pójdę porozkładać naczynia, żeby uniknąć tej dziwnej i niekomfortowej rozmowy.
 Prychnąłem śmiechem pod nosem, a gdy wyszła z kuchni, spojrzałem na Marissę z oczekiwaniem.
 - Wiesz jaki koleś?
 - Jakiś z jej rocznika - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Nie pamiętam, daj spokój, tato.
 - Mikey, to zdecydowanie nie był pierwszy i też nie ostatni chłopak, z którym pisała - wtrąciła Ivy i choć doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, lubiłem udawać, że było inaczej.
 - Nie przypominaj mi - skomentowałem, na co ona zaśmiała się cicho.
 Nalałem sobie wody do szklanki i zacząłem ją wolno pić, przyglądając się widokowi za oknem. Może zaraz zobaczę tam tego całego chłopaka Marissy.
 - Rissa, pamiętasz, że jutro masz iść na korepetycje?
 - Taa, niestety - odpowiedziała, robiąc niezadowoloną minę.
 Musiała chodzić trzy razy w tygodniu do korepetytora, żeby pomógł jej z przyswojeniem materiału z lekcji, z którym trudno było jej nadążyć przez jej dysleksję. Zanim zaczęła do niego chodzić, zawalała każdy przedmiot, ale teraz miała dość przyzwoite oceny, biorąc pod uwagę tę całą sytuację.
 - Nie narzekaj, idzie ci coraz lepiej, starasz się, to najważniejsze - powiedziała Ivy, na co Rissa uśmiechnęła się nieznacznie.
 Po całym domu dało się słychać dźwięk dzwonka, więc westchnąłem głośno, wiedząc już co niestety mnie teraz czeka. Już chyba wolałbym pójść do Caluma i słuchać jego gadania o pierdołach niż siedzieć z chłopakiem mojej córki w jednym pokoju i przeżywać cholernie niezręczną kolację.
 - Pójdę otworzyć! - zawołała Marissa i wybiegła z kuchni, nawet się na nas nie oglądając.
 Ivy wyłączyła wszystkie palniki i oparła się plecami o blat, spoglądając w moją stronę ze skupioną miną, jakby się nad czymś poważnie zastanawiała. W końcu chyba jednak dała sobie z tym spokój i spytała:
 - Jak ma na imię ten jej chłopak?
 Zaśmiałem się lekko, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę dalej tego nie zapamiętała.
 - Masz tak samo złą pamięć do imion jak w liceum - powiedziałem, a ona wzruszyła ramionami, uśmiechając się niewinnie. - To Dan.
 - Och, no tak, Dan, oczywiście - mruknęła, choć wiedziałem, że naprawdę pewnie myślała o zupełnie innym imieniu.
 Uśmiechnąłem się z rozbawieniem i podszedłem bliżej niej, obejmując ją ramionami w pasie i całując w czubek głowy. Słyszeliśmy z korytarza głos Rissy i jej chłopaka, gdy między sobą rozmawiali, a później musieli wejść do salonu, bo zrobiło się trochę ciszej.
 - Nie lubię go - powiedziałem.
 - Wiem - odpowiedziała Ivy i pokręciła lekko głową. - Ale jest naprawdę w porządku.
 Przewróciłem oczami, bo powtarzała mi to już kilka razy, ale jakoś nie zmieniało to mojego zdania. Ivy objęła moją szyję ramionami, stając na palcach i pochyliłem się lekko, żeby jej to ułatwić. Pocałowała mnie szybko, a później uśmiechnęła się wesoło.
 - Kocham cię, Mikey.
 - Mhm - mruknąłem, a ona uniosła wysoko brwi, patrząc na mnie z oczekiwaniem. - Tak, tak, ja ciebie też.
 Ivy uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na mnie z czułością.
 - Nic się nie zmieniło - skomentowała, nawiązując do mojego braku romantyzmu i niechęci do mówienia o uczuciach.
 - No nie wiem, nie mogę cię już nazywać Ivy Foster jak na początku - dodałem.
 Przez jakiś czas właśnie tak miałem ją zapisaną w telefonie i przeważnie, gdy rozmawiałem o niej z kimś innym musiałem też użyć jej nazwiska. No i zawsze w myślach tak ją nazywałem.
 - Co? Niby kiedy? - spytała Ivy ze zdezorientowaniem.
 Wzruszyłem ramionami, zachowując się, jakbym nie bardzo pamiętał. Przez chwilę na jej twarzy znajdowała się niezadowolona mina, ale uśmiechnęła szeroko, po tym co powiedziałem później.
 - Nieważne... Ivy Clifford.

*

ok, teraz to już niestety zdecydowany koniec tego ff!
myślałam, że będzie to czytało o wieeele mniej osób, także jeszcze raz dzięki za wszystko <3
wydaje mi się, że to zawsze będzie moje ulubione opowiadanie, które napisałam, bardzo się z nim zżyłam i z postaciami, a jednej nawet dałam praktycznie mój charakter (jestem zua i teraz możecie się tylko domyślać, o kogo chodziło ;D)

i mam nadzieję, że będzie czytać moje nowe opowiadanie! ->ON THE EDGE <-

6 komentarzy:

  1. Dobra... Czy tylko ja w jednym momencie śmiałam się jak idiotka, a w drugim ryczałam jak Bóbr?! 😭 Nie chcę rozstawać się z tym FF! Nie nie nie nie nie nie nie nie. Po prostu nie ma mowy. Ja pitole czy ty zdajesz sobie sprawę jak bardzo będę tęsknić kurwa mać? Za wszystkimi! Za marudzącym Michaelem, za niepoddawającą się Ivy, za przygłupim Callym, za nieśmiałym Lukeym, za panem Cześć-jestem-Ashtyn-chcesz-wpierdol-?!, za wyluzowaną Alex, za denerwującym Smashem, za uroczą Nettie (Omg to imię >>>), za słodką Rissą (csshjrwgjibdw >>>), za mamą Michaela, która była najlepszą mamą w świecie.. Będę tęsknić i powracać tu, bo to jedyne FF z którym zżyłam się do tego stopnia. Ogólnie to popłakałam się, zdając sobie sprawę, że to już koniec. Ja wiem, powinnam się cieszyć, że trafiłam na nie i w ogóle, ale.. Nie, ja naprawdę w to nie wierzę..

    OdpowiedzUsuń
  2. "Mamooooo, Cal zepsuł mi lalkę" sprawiło, że umarłam 😂
    A potem umierałam z płaczu, że to już koniec 😭
    Pokochałam to ff, bo było moim pierwszym ff o 5sos i w ogóle 😭
    Nie mam pojęcia co napisać, bo tyle myśli kłębi mi się w głowie. Tak się zżyłam z postaciami, ich charakterami i sposobem bycia. Fenomenalnie piszesz, więc będę czytać On the Edge, ale to nie będzie to samo.
    Kocham Ciebie i to ff
    Caroline xx

    OdpowiedzUsuń
  3. JEZUS MARIA KOCHAM CIE I TO FF DZIEKUJE ZE JE NAPISALAS, BEDE ZA NIM TESKNIC

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten moment z "tata pokazał złą rzecz, tata powiedział złe słowo" był najsłodszy. Ach, cudnie wiedzieć, że ich życie się ułożyło i teraz to nasze państwo Clifford przejmują się swoimi dziećmi, tak, jak kiedyś robili to ich rodzice.

    OdpowiedzUsuń
  5. omg Michael, tak mi przykro… mam nadzieję, że jakoś trzymasz się bez swojego playa
    o tak, Ivy w męskiej koszulce musi być naprawdę hot
    „leżałem z naszą córką.” PŁACZE MIKEY JEST TATĄ OMG PRZECIEŻ DOPIERO CO LICEUM SKOŃCZYLI JA NIE WIEM KIEDY TEN CZAS ZLECIAŁ I TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO ALE JESTEM TAKA DUMNA
    Rissa ładne imię :)
    oj, ja znam powód dziwnego zachowania Ivy, hłehłe
    „pojrzałem w dół na malutkie rączki zaciśnięte na materiale mojej koszulki i twarz przyciśniętą do mojej piersi. „ MATKO PRZESTAŃ TO MUSI BYĆ NAJPIĘKNIEJSZY WIDOK W CAŁYM ŻYCIU FUCKFUCKFUCK
    Ivy, no już powiedz to, powiedz… czekam
    ygh, rodzice Ivy apeluję do was : wypchajcie się i zacznijcie kochać Michaela, bo to słodki kitten
    so emotional, Mivy są rodzicami
    TAK MIVY DRUGIE DZIECKO NIE MOGĘ ODDYCHAĆ
    „O tym, jak bardzo mamy przejebane.” coś cp każda dziewczyna chciałaby usłyszeć to od swojego chłopaka, po oznajmieniu mu, że jest w ciąży XD
    aww, nie no to jest cute, że on tak panikuje <3
    NO DOBRZE ŻADNYCH HAJSÓW OD TYCH WREDNYCH RODZICÓW
    „ Jej oczy błyszczały radośnie i patrząc na nią w tym momencie, zacząłem myśleć, że wszystko będzie dobrze. „ po pierwsze … Ivy ahgdagdhagd jesteś takim słoneczkiem, że zaraz nie wytrzymam i cię porwę i pojedziemy tam gdzie nikt nas nie znajdzie, a po drugie … Michael pojedziesz z nami
    to jak się przytulają siedząc w ten dziwny sposób >>>>>>>>>>>>
    „Dwójka nam wystarczy, ok?” śmieję się. brakowało mi tego bardzo

    agdjhagdjahddga czuje, że Nettie będzie moją ulubienicą
    SMRODZIE * łezka wzruszenia *
    omg kocham imiona tych dzieci
    JEJKU WUJEK ASH … TO TAK PIĘKNIE BRZMI
    „Patrzyłem pomiędzy nimi dwoma, zastanawiając się, co dzisiaj był za dzień i czy nie powinienem szykować się do pracy„ coś co opisuje w stu procentach mnie i moje podejście do jakiejkolwiek pracy, pięć
    gasdhgdfghjdagddasdkjhfgsajklkfjhshajkld nie mogę, taka jestem podekscytowana, bo cały fragment o tym jak Rissa i Nettie lubią się czesać jakoś … fuck, czuje wewnętrzną matkę w sobie
    „Cally i Lukey tu są.” CHYBA SIĘ ZESIKAM JEŻELI TO PRAWDA
    kurde czemu ja nie mogę należeć do rodziny paw, żeby mnie taki Cally i Lukey odwiedzali
    płacze, bo kocham perspektywę Michaela kiedy mówi o swoich przyjaciołach
    biedy głodny Luke :< ale tyłek Caluma na plus
    „- Przecież jadłyście śniadanie...- Całe wieki temu „ to jest takie kochane, czy mogę już adoptować te dzieci
    O M G CALUM I NETTIE T A K CUTE W CHUUU (mam wielką ochotę napisać, wujku Cally mnie też weź na ręce … co? co? )
    „Udawałem, że wcale nie wiedziałem, że to ona i spoglądałem po wszystkich, tylko nie niej, na co ona śmiała się jeszcze głośniej. „ mam dosyć, wychodzę stąd Michael nie możesz sprawiać, że chcę cię odbić mojej ukochanej, ogarnij się
    ok nie wiem czemu, ale podoba mi się, że córki Michaela są tak bardzo dziewczęce, kiedy on jest taki, no właściwie anty słodkie rzeczy
    „Cii, mama nie musi o tym wiedzieć.” MICHAEL ja wiem, że dobrze wychowasz swoje córki, jesteś zajebistym ojcem <3
    o tak, tęskniłam za tymi gardzącymi spojrzeniami Ashtona
    boże, ja teskniłam za każdą rzeczą z tego ff … chce płakać ...ekhm ogar
    ahahahhahaha, Ashy wybacz, nie mogę przestać się śmiać
    „Mamoooooo, Cal zepsuł mi lalkę!” bicz Cally, co ty zrobiłeś

    chlip, chlip … tyle czasu minęło
    awww rockowe dziewczyny <3
    „ Ok, z tego co powiedziała wychodziło, że nie lubiła ani chłopaków ani dziewczyn, co jak dla mnie było idealne.” Michael czy musisz rozśmieszać mnie na każdym kroku XD
    Michael protective daddy >>>>>
    „Nic się nie zmieniło - skomentowała, nawiązując do mojego braku romantyzmu i niechęci do mówienia o uczuciach.” I BARDZO DOBRZE właśnie takiego go kocham, proszę nic nie zmieniać

    znów to samo … specjalnie łamiesz mi serce drugi raz już w ciągu tak krótkiego czasu fml
    ja wiem, co to za postać, ha bijacz ]:->

    ps. czuje ze Dan to hot ciacho ekhm

    OdpowiedzUsuń
  6. I ze tak definitywnie koniec 😭😭😭😭😭😭😭

    OdpowiedzUsuń