sobota, 11 kwietnia 2015

44.

Michael

 - Możecie mi wreszcie powiedzieć, jak to się stało, że Ivy złamała rękę?
 Zacisnąłem usta w cienką linię, spoglądając na mamę, która prowadziła samochód, a później na Ivy siedzącą obok mnie. Przyciskałem torebkę z lodem do jej opuchniętego nadgarstka, który trzymała blisko siebie, a na jej twarzy co chwilę widoczny był grymas bólu. Jej mokre włosy były związane na czubku głowy, ale część zdążyła jej już stamtąd wypaść, co tylko znaczyło, że za cholerę nie potrafiłem uczesać dziewczyny.
 Do tego miała na sobie moją luźną koszulkę z wyciętymi bokami, bo przez rękaw jej bluzki zbyt ciężko byłoby przełożyć jej rękę. O wiele łatwiej było też pomóc założyć jej moje dresy niż rurki i musiałem mocno zawiązać je w pasie, żeby nie spadły jej z bioder. Sznurówki jej butów wcisnąłem do środka, bo nie chciałem tracić czasu na coś tak niepotrzebnego.
 Ivy wyglądała jak jedna wielka tragedia, więc gdy tylko mama weszła do środka mieszkania, bez żadnych pytań zgodziła się zawieźć nas do szpitala. Całe szczęście, bo inaczej musiałbym dopiero zadzwonić do Luke'a albo Ashtona i poczekać na nich. Teraz jednak nadszedł ten niekomfortowy moment, gdy moja mama chciała się dowiedzieć, co się stało. 
 - Skakałam po łóżku i spadłam na podłogę - odpowiedziała Ivy, wymuszając nieznaczny uśmiech.
 - Hm, ciekawe... - powiedziała mama, na co ja warknąłem pod nosem z niezadowoleniem.
 - Tak właśnie było - dodałem tonem nieznoszącym sprzeciwu.
 Na moment w samochodzie zapanowała cisza i miałem nadzieję, że mama już o nic więcej nie zapyta. Uśmiechnąłem się niezręcznie do Ivy, na co ona zmrużyła oczy, posyłając mi nieprzyjemne spojrzenie. To samo, którym obdarzała mnie od początku naszej jazdy.
 Przecież nie złamałem jej ręki celowo, chyba nie myślała naprawdę, że to była moja wina... Ok, może trochę była, ale to był czysty przypadek. Nie mogłem przewidzieć, że tak się to wszystko skończy.
 - W takim razie - zaczęła mama, a ja westchnąłem głośno. - Dlaczego włosy Ivy są mokre?
 - Wzięłam wcześniej prysznic...
 - Ale Michaela włosy też są mokre - rzuciła z rozbawieniem, przerywając Ivy.
 - Brałem prysznic, gdy Ivy skakała po łóżku - skłamałem, a Ivy przez chwilę wydawała się dość zaskoczona tym, jak szybko o tym pomyślałem.
 Zaraz jednak wróciła do swoich wrogich spojrzeń i skrzywionej miny. Nie byłem tylko pewien, czy z powodu bólu czy tego, że siedziałem obok niej. To było dość dziwne, widząc ją taką, bo przeważnie zawsze miała na twarzy szeroki uśmiech, ale to było zrozumiałe, że w tej sytuacji nie miała dobrego humoru.
 - Yhym, oczywiście - mruknęła mama i zobaczyłem w lusterku, jak powstrzymuje się, żeby nie zacząć się śmiać.
 Przewróciłem oczami i uniosłem lekko torbę z lodem, żeby spojrzeć na nadgarstek Ivy. Wyglądał tak samo źle jak wcześniej, cały posiniaczony i jakby trochę przekrzywiony. Cholera.
 - Dalej bardzo Cię boli? - spytałem głupio.
 Może to nie był dobry sposób na to, żeby rozpocząć jakoś rozmowę, ale nie wiedziałem, co mogę teraz powiedzieć innego. Tym bardziej, że moja mama wszystko słyszała.
 - Nie, w ogóle nie boli - odpowiedziała z ironią. - A wygląda, jakby mogło mnie to boleć?
 Przycisnąłem z powrotem lód do jej ręki, postanawiając zignorować to, co powiedziała, a ona syknęła cicho, gdy zrobiłem to za mocno.
 - Przepraszam - powiedziałem szybko.
 Ivy odetchnęła głęboko, a ja nachyliłem się w jej stronę, całując ją w policzek. Powinna docenić to, jak wyjątkowo miło się zachowywałem. Pocałowałem ją jeszcze kilka razy w to samo miejsce, póki nie zauważyłem nieznacznego uśmiechu na jej twarzy, który starała się ukryć.
 - Mam nadzieję, że nie okażę się, że to jakieś okropne złamanie i będę musiała mieć gips przez następny miesiąc...
 - To mogłoby dość uciążliwe - skomentowała mama, kiwając lekko głową.
 - Bardziej chodzi mi o to, że wtedy musiałabym pójść na bal maturalny z ręką w gipsie.
 Rzeczywiście ku mojej rozpaczy, został już tylko miesiąc i będę musiał spędzić na sali gimnastycznej kilka koszmarnych godzin w towarzystwie wszystkich idiotów z mojego rocznika. A jeśli Ivy naprawdę będzie miała wtedy gips, to już przypuszczałem, kto oberwie nim za to po głowie...
 - Awww! - zawołała mama, wjeżdżając na parking przed szpitalem. - Pójdziecie razem na bal! Mike, musimy kupić Ci garnitur! I zrobię wam zdjęcia, zanim wyjdziecie!
 Zamrugałem kilka razy, patrząc na nią z twarzą pozbawioną emocji, a ona zatrzymała samochód i spojrzała na mnie przez ramię z uśmiechem. To był żart, prawda? To brzmiało jak scena z koszmaru i teraz jeszcze bardziej nie miałem ochoty tam pójść.
 Wysiadłem z samochodu, przekazując Ivy torbę z lodem, a sam obszedłem auto i otworzyłem jej drzwi. Pomogłem jej wyjść na zewnątrz, co o dziwo nie było takie łatwe, gdy miało się zajęte obie ręce.
 Weszliśmy do środka, a wtedy mama złapała Ivy za łokieć nieuszkodzonej ręki, przyciągając ją bliżej do siebie.
 - Lepiej tu zostań, Michael. Tylko przypadkiem nie złam komuś jeszcze ręki, ok?
 Otworzyłem szeroko usta, wpatrując się w nią z niedowierzaniem i zanim mogłem wymyślić, co powinienem jej na to odpowiedzieć, poszła razem z Ivy. Chciałem zaprotestować, ale przypomniałem sobie, że Ivy niekoniecznie lubi mnie w tym momencie, dlatego w końcu opadłem na krzesło blisko wyjścia.
 Oprócz mnie były tu może dwie osoby, które też czekały na kogoś, kto poszedł na izbę przyjęć. Ignorując kompletnie ich obecność, wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem grać w jedną z tych głupich gier, które były na nim od samego początku.
 W końcu nawet to zaczęło mi się nudzić, bo minęła cała godzina, odkąd mnie tutaj zostawiły. Cholera, czy tu naprawdę tak trudno było się dostać do lekarza? W sumie wydawało mi się to bardzo prawdopodobne. Postanowiłem napisać do Caluma, który zabrał kilka godzin wcześniej Smasha i możliwe, że chciał go już odnieść, a jedyne co by go zastało to zamknięte na klucz drzwi.

 Do: idiota nr.1
 Nie przychodź do mnie, bo nikogo tam teraz nie ma, później przyjedziemy po małego pojeba do Ciebie.

 Zastukałem palcami o siedzenie obok mnie i rozejrzałem się ze znudzeniem dookoła, dalej nie było nigdzie widać ani mojej mamy ani mojej dziewczyny. Calum nie odpisywał mi przez dłuższą chwilę, więc albo obściskiwał się z Alex albo biegał za psem po swoim domu. Nie byłem pewien, co dla niego byłoby przyjemniejszym zajęciem.
 Zmrużyłem oczy, gdy zauważyłem znajomą sylwetkę i przekląłem pod nosem, bo oczywiście, że jakimś cudem musiała tu być akurat w tym samym czasie co ja. Spuściłem wzrok na telefon w mojej dłoni i miałem nadzieję, że wyjdzie stąd, nie zauważając mnie wcześniej. Przynajmniej Calum właśnie mi odpisał, więc miałem czym się zająć na chwilę.

 Od: idiota nr.1
 Gdzie w takim razie jesteście???? Myślałem, że nigdzie nie będziecie wychodzić.

 Do: idiota nr. 1
 W szpitalu.

 Wiedziałem, że po tej wiadomości Calum praktycznie zacznie wariować, dlatego zablokowałem telefon i schowałem do kieszeni moich spodni. A gdy uniosłem wzrok, prawie spadłem z krzesła, zauważając przede mną moją byłą dziewczynę. Jak to możliwe, że kurwa nie usłyszałem, jak tu podeszła...
 - Hej, Michael.
 - Um, cześć - powiedziałem niechętnie.
 Czułem, jak komórka zawibrowała przy mojej nodze, co na pewno znaczyło, że Calum do mnie napisał.
 - Co za miła niespodzianka - dodała z ironicznym uśmiechem. - Co tu robisz?
 - Czekam na kogoś - odpowiedziałem krótko, a mój telefon ciągle dawał mi znać o tym, że dostawałem kolejne wiadomości.
 Może nie powinienem był pisać tego Calumowi bez żadnych wyjaśnień, ale właściwie to było dość zabawne. Nic mu się nie stanie, jeśli trochę się pomartwi bez powodu, chociaż możliwe, że gdyby wiedział, że chodziło o rękę Ivy, dalej przeżywałby to tak samo...
 - Och, ok, ja jestem tu wolontariuszką od jakiegoś czasu - zaczęła mówić, a ja kiwnąłem krótko głową.
 Zaczęła opowiadać mi więcej o tym, co dokładnie tu robiła, tyle, że tak naprawdę nic a nic mnie to nie obchodziło, więc nawet nie starałem się jej słuchać. Rozglądałem się ciągle dookoła, mając nadzieję, że szybko zostawi mnie w spokoju. Nawet gdy byliśmy w związku to ledwo co ze sobą rozmawialiśmy, więc ta rozmowa nie powinna zająć zbyt dużo czasu.
 - ... dlatego właśnie muszę tu przychodzić - skończyła.
 - Ehe, ok, ciekawe - rzuciłem lekceważąco.
 Podniosłem się z mojego miejsca, bo właśnie zauważyłem mamę, a zaraz obok niej Ivy z zabandażowaną i unieruchomioną ręką przy piersi. Przynajmniej nie miała gipsu...
 Gdy podeszły do nas, mama wyglądała na bardzo zaskoczoną moim towarzystwem i powiedziała, że poczeka w samochodzie. Ivy za to zmarszczyła z niezadowoleniem brwi i stanęła jak najbliżej mnie, praktycznie wtulając się w mój bok.
 - Co z ręką? - spytałem, widząc, że nie zamierzała mi nic powiedzieć. - Nie masz gipsu, więc chyba nie jest źle...
 - Zwichnięty nadgarstek, musieli mi go nastawić, Michael - odpowiedziała, na co skrzywiłem się lekko. - Muszę mieć unieruchomioną rękę przez następne dwa tygodnie.
 Dwa tygodnie nie były takie złe, skoro jedyne czego się bała to to, że miałaby gips na balu maturalnym.
 - Wy dalej jesteście razem - powiedziała z zaskoczeniem moja była, o której przez moment prawie zapomniałem.
 - Taa - odpowiedziała Ivy i zacisnęła usta w cienką linię.
 - Kiedy was widziałam ostatnio? Um... to były urodziny Caluma, prawda? Wow, nie pomyślałabym, że dalej ze sobą będziecie. Brawo, Michael.
 Ivy zmarszczyła nos z niezadowoleniem, a ja objąłem ją ręką w pasie, zaczynając powoli cofać się w stronę wyjścia, przy okazji ciągnąc ją ze sobą.
 - Dzięki - rzuciłem z ironią. - Jak będziemy ze sobą pół roku, powinnaś mi wysłać kartkę z gratulacjami. Brawo, o dziwo tego nie spierdoliłeś.
 Zanim mogła cokolwiek odpowiedzieć, wyszedłem na zewnątrz, a Ivy potknęła się, gdy szedłem za szybko i nie mogła za mną nadążyć.
 - Przestań, bo tym razem serio coś złamię - mruknęła, popychając mnie lekko.
 Puściłem ją i zatrzymałem się, po czym wziąłem głęboki oddech. Ivy złapała moją dłoń i splotła nasze palce razem, i dopiero wtedy zaczęliśmy iść z powrotem w stronę auta. Chyba nie była już na mnie zbytnio zła za swoją rękę.
 - Jak długo z nią byłeś? - spytała.
 Wzruszyłem ramionami i zmarszczyłem brwi, gdy próbowałem to sobie przypomnieć.
 - Jakieś dwa miesiące, może nawet krócej.
 Ivy uśmiechnęła się z zadowoleniem, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej byliśmy. Spodziewałem się raczej, że będzie poirytowana i będzie mnie teraz zabijać wzrokiem.
 - Co?
 - My jesteśmy ze sobą już ponad trzy miesiące - odpowiedziała z uśmiechem.
 Nie zdawałem nawet sobie sprawy z tego, że minęło już tyle czasu, ale rzeczywiście byliśmy ze sobą dłużej. To akurat nie dziwiło mnie ani trochę, za to Ivy wyglądała na naprawdę uradowaną z tego powodu. Dlatego postanowiłem nic nie mówić i pozwolić jej się tym cieszyć, tym bardziej że gdyby nie to to pewnie narzekałaby właśnie, że to przeze mnie miała zwichnięty nadgarstek.
 - Mamo, podwieziesz nas do Caluma? - spytałem, gdy wreszcie wsiedliśmy do samochodu.
 Mama niechętnie się zgodziła, bo zapewniłem ją, że nie będzie musiała na nas czekać i z powrotem sami stamtąd wrócimy. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zaśmiałem się cicho, widząc 15 nieodebranych połączeń i 8 wiadomości.

*

 Spojrzałem ze zdziwieniem na całą grupę zebraną w pokoju Caluma, zastanawiając się, co oni do cholery tu robili. Smash leżał rozwalony na środku łóżka, Calum i Alex zaraz obok niego. Luke okręcał się w fotelu przy biurku, za to Ashton od razu podbiegł do Ivy i zaczął oglądać z każdej strony jej rękę, jakby się na tym znał.
 - Co się stało? - spytała Alex.
 - Myślałem, że ktoś umiera, Michael, Ty debilu! - zawołał Calum i rzucił we mnie (a raczej do mnie) swoim telefonem.
 Złapałem go i odrzuciłem na materac, po czym usiadłem na wolnym kawałku.
 Smash szczeknął na mnie z niezadowoleniem, a ja wykrzywiłem usta, odsłaniając zęby, co miało być groźną miną. On tylko zaczął na mnie szczekać jeszcze bardziej. Głupi pies.
 - To tylko zwichnięcie - powiedziała Ivy uspokajającym głosem i choć mówiła do wszystkich, to głównie patrzyła na Ashtona. - Dwa tygodnie i ręka będzie jak nowa... a przynajmniej powinna.
 - Ok, ale co się stało? - powtórzyła Alex z zaciekawieniem.
 Ashton pokiwał energicznie głową, jakby chciał przekazać, że też bardzo chce dowiedzieć się odpowiedzi na to pytanie. Byłem pewien, że Ivy skłamie i powie to samo co mojej mamie, ale zamiast tego usłyszałem:
 - Spytajcie Michaela.
 Wszyscy spojrzeli w moją stronę, na co posłałem Ivy niezadowolone spojrzenie.
 - Poszliśmy wziąć razem prysznic - zaczęła Ivy, widząc, że nie mam zamiaru nic powiedzieć
 Wytrzeszczyłem na nią oczy, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę chce im to powiedzieć.
 - Ugh, nie mów nic dalej - powiedział Ashton, a Calum w tym samym czasie rzucił:
 - Tak, tak, co było dalej?
 Pokręciłem głową, żeby nie mówiła nic więcej, ale ona kompletnie to zignorowała.
 - Zaczęliśmy... no wiecie. - zasłoniłem twarz dłońmi, marząc, żebym mógł nagle stąd zniknąć. - I Michael przycisnął mnie przodem do drzwi prysznica, ale zapomniał o tym, jak łatwo się otwierają, więc poleciałam na podłogę i wylądowałam prosto na mojej ręce, a on na mnie.
 Przez kilka krótkich sekund w pokoju zapanowała kompletna cisza, póki Calum i Alex nie wybuchnęli głośnym śmiechem. Rozsunąłem lekko palce, żeby móc spojrzeć na resztę. Luke wyglądał jednocześnie na rozśmieszonego i obrzydzonego tym, że właśnie to usłyszał, za to Ashton posyłał mi mordercze spojrzenie.
 - Nie.... mogę.... w to... uwierzyć... - wysapał Calum między napadami śmiechu. - To najśmieszniejsza rzecz na świecie.
 Założyłem ręce na pierś i rzuciłem mu nieprzyjemne spojrzenie.
 - Zamknij się albo już nie będziesz mógł zabrać Smasha.
 Calum szybko ucichł, na co tym razem to Luke zachichotał pod nosem.
 - Najpierw myślałam, że to nic takiego, ale nadgarstek bolał mnie coraz bardziej i zaczął puchnąć, i był jakby trochę wygięty - dodała Ivy, krzywiąc się lekko. - Na szczęście Michaela mama zaraz przyjechała i zabrała nas do szpitala.
 - Ale byliście nadzy? - spytał Calum, przygryzając wargę, by znowu nie zacząć głośno się śmiać.
 Ivy podeszła do łóżka i usiadła na moich kolanach, bo nawet jeśli chciała usiąść gdzieś na materacu, to nie było tam już żadnego miejsca, biorąc pod uwagę jak reszta się rozwaliła.
 - Nie, Michael pomógł mi się ubrać, gdy ja płakałam z bólu, po czym sam się ubrał i akurat wtedy jego mama weszła do domu.
 - Co jej powiedzieliście? - mruknął Ashton, co chwilę spoglądając na mnie z niezadowoleniem.
 - Że skakałam po łóżku i spadłam.
 - Ona w ogóle w to nie uwierzyła - dodałem i oparłem brodę o ramię Ivy.
 - Calum zadzwonił do nas i powiedział, że chyba ktoś umarł - wtrącił Luke. - Całe szczęście my też mu nie uwierzyliśmy.
 - A co miałem sobie pomyśleć, skoro napisał mi tylko, że są w szpitalu?! - krzyknął Calum z oburzeniem.
 - Może, że ktoś sobie coś złamał? - zaproponowała Alex, przesuwając dłonią przez jego włosy. - Tak jak mówiłam Ci od początku.
 Ivy wyciągnęła rękę do Smasha, który od razu zaczął się cieszyć jak głupi i przysunął się bliżej niej. Oplotłem ją ramionami w pasie, na co Smash zaczął na mnie szczekać, a Ivy zaśmiała się cicho.
 - Jak można zwichnąć sobie nadgarstek, uprawiając seks? - spytał Ashton i wzdrygnął się, po czym szybko dodał: - Właściwie nic już nie mówcie i tak usłyszałem za dużo.
 - To najlepsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu - dodał Calum po chwili. - Już zawszę będę Cię o to męczył.
 Pokazałem mu środkowy palec i westchnąłem z udawanym smutkiem.
 - Chyba niestety musimy już iść.
 Ashton podszedł do Luke'a, który siedział na fotelu i kazał mu stamtąd zejść, po czym sam tam usiadł i pociągnął go na swoje kolana. Twarz Luke'a przypominała teraz kolorem pomidora.
 - Yhym, chętnie pójdę już spać - mruknęła Ivy, wtulając się plecami bardziej w mój tors.
 - Jest dopiero 20 - powiedział Calum i zmarszczył nieznacznie brwi.
 - Zwichnięcie nadgarstka jest bardziej męczące niż mogłabym przypuszczać - odpowiedziała na to Ivy i w końcu niechętnie podniosła się z moich kolan.
 Wstałem z łóżka i wziąłem smycz Smasha z komody obok, po czym przypiąłem go do niej i postawiłem psa na podłodze. Gdyby sam próbował zeskoczyć, pewnie jeszcze coś by sobie zrobił, a dzisiaj już wystarczająco sobie nagrabiłem.
 Ivy pożegnała się ze wszystkimi, zapewniając jeszcze Ashtona sto razy, że nic jej nie jest i damy radę dojść do mojego domu, a ja kiwnąłem tylko krótko głową w ich stronę. Ten mały pojeb już mnie denerwował, bo zaczął szczekać i biegać wokół mnie, obwiązując mnie przy tym smyczą. 
 Wreszcie udało mi się z niej wyplątać i zeszliśmy na dół, a Calum postanowił odprowadzić nas do drzwi, bo jak widać byliśmy niezdolni, żeby sami tam trafić. A gdy wyszliśmy na zewnątrz i zdążyliśmy odejść już kawałek, Calum zawołał:
 - Żartowałeś wcześniej, prawda Mike? Będę mógł jeszcze zabrać Smasha?

*

przepraszam, że tak późno! ale udało mi się dodać go przed 24, a już wątpiłam, że dam radę. uff.

nie wiem, czym jest ten rozdział... potrzebowałam coś napisać, żeby trochę wydłużyć akcję XD

jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #pawff, żebym mogła to zobaczyć ;)

8 komentarzy:

  1. Nie powinnam się śmiać, prawda? No ale będę, bo to przekomiczne, hahahah.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemal złamać rękę swojej dziewczyny podczas seksu. Boże, Mikey jesteś mistrzem w swojej durnocie i nieuwadze! Ciekawe, co na to rodzice Ivy, czy w ogóle spostrzegą, że ich córką zwichnęła nadgarstek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde zajebiście śmieszne (sorry Ivy), ale to było śmieszne. ,,Jak można zwichnąć nadgarstek uprawiając sex?" to mnie rozwaliło ;). Super rozdział, czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha sama bym w życiu nie wpadła, że Ivy wypadła z pod prysznica. To było boskie! Oby tak dalej :) Jeżeli chcesz poczytać ff o Hemmingsie to zapraszam do mnie :) http://love-me-like-you-do-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno mnie tutaj nie było :* Rozdział niesamowity ♥ Nieźle wymyśliłaś z tym zwichnięciem :D Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny xx
    @kidrawhxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahahahah, błagam ... XDD Mivy co za słabe wymówki, kto wam w to uwierzy ... Może ktoś, kto was nie zna i nie czytał poprzedniego rozdziału (czyli nie ja) XD
    Tak, też tak uważam Mikey, sama jestem w szoku po twoim całusku w policzek, nie spodziewałabym się takiej dobroci z twojej strony ale czego się nie robi, żeby udobruchać wściekłą dziewczynę ... nice move
    "Postanowiłem napisać do Caluma, który zabrał kilka godzin wcześniej Smasha" awwwww Caly, to naprawdę takie awwww.
    "Małego pojeba" buhahahha, jak zwykle uroczy Michael
    Myślę, że raczej bieganie z psem po domu jest zajęciem bardziej przyjemnym dla Caluma XD
    WIEDZIAŁAM ŻE TO ONA YGH OD POCZĄTKU YGH ... CZEGO CHCESZ OD MIKE'A ?!
    " - Ehe, ok, ciekawe - rzuciłem lekceważąco." same baby, same. Nikogo nie obchodzisz bezimienna dziewczyno, nara od niego on już jest zajęty, idź sobie pogadaj z kimś, kogo interesują takie rzeczy. Nie jesteś Ivy ani playstation, więc nie masz szans u Michaela :/
    "...Michael" ups, ktoś tu ma przejebane ...
    Hehehehe, trzy miesiące *fanfary* *oklaski i owacje na stojąco*, jestem z was dumna, chlip chlip
    "Luke okręcał się w fotelu przy biurku" hihihiih, baby princess :*
    "- Spytajcie Michaela." hahahha, sikam, pjona Ivy
    jak ja lubię, jak oni siedzą wszyscy razem <3
    "Calum w tym samym czasie rzucił: - Tak, tak, co było dalej?" AHAHAHAHAHAHAHAHAH CALUM MY QUEEN, UWIELBIAM TEN MOMENT XD <3
    trolololololololo. tak, to jest najśmieszniejsza rzecz na świecie XDDD wyobrażam to sobie, jak Ivy wypierdala się na ziemię i nagle cały romantyzm pryska, buhhHHAHA ZA DUŻO XD
    "- To najlepsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu - dodał Calum" myślimy identycznie, to przeznaczenie lub ... plottwist: Caly to ja.
    JHASHGAHSGD Daddy Ashton z Lukiem na kolanach ... fmlfmlfml
    Awww, Ashton best friend na ziemi <3 to takie urocze, jak martwi się o Ivy (no i zabija wzrokiem Michaela XD)
    Dlaczego "mały pojeb" tak bardzo mnie śmieszy?
    CALUUUUUUUUUUM XDDDDDDD DZIZAS JAK JA CIE KOCHAM :* serio najlepsza osoba dzisiejszego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń