Ivy
Napiłam się mojej coli, głośno siorbiąc, aż Nora siedząca obok mnie się skrzywiła. Właściwie nie miałam nic lepszego do robienia, oprócz denerwowania jej, więc...
Wybraliśmy się do naszej kręgielni, a właściwie baro-kręgielni. Trudno było jednoznacznie nazwać to miejsce. Nick i Deb całowali się na kanapie po mojej lewej stronie, a Matt kłócił się z Katie jak zawsze. To zostawiało mnie z Norą, z którą w sumie nigdy nie rozmawiałam zbyt dużo.
- Matt, Twoja kolej! - krzyknęłam, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
W końcu spojrzał na mnie, a później w stronę toru. Zaśmiałam się pod nosem, gdy jeszcze chwilę mu zajęło zrozumienie, że powinien teraz rzucić kulą.
- Ash nie mógł przyjść? - spytała Katie, przysuwając się bardziej w moją stronę.
W odpowiedzi pokręciłam jedynie przecząco głową. Ashton powiedział mi, że idzie na jakąś studencką imprezę i biorąc pod uwagę to, że nie zaproponował mi, żebym poszła z nim, pewnie szedł z kimś innym. Najprawdopodobniej z dziewczyną, z którą miał nadzieję się przespać.
Matt rzucił kulą i udało mu się zbić wszystkie kręgle, czego zresztą mi nigdy nie udało się dokonać. Byłam w to naprawdę kiepska. Matt zaczął skakać z radości i krzyczał tak głośno, że bałam się, że cały lokal go słyszał. Rozejrzałam się dookoła i wtedy przy stoliku niedaleko baru zauważyłam znajome twarze. Luke, Calum i Michael. Uśmiechnęłam się szeroko, planując już, że podejdę do nich później.
- Ugh, co oni tu robią... - usłyszałam głos Nory obok mnie.
Odwróciłam się szybko w jej stronę. Patrzyła w tym samym kierunku co ja kilka sekund temu.
- Um, co masz na myśli?
Napiłam się znowu z mojej szklanki, a Nora spojrzała na mnie jak na wariatkę, za to Katie spoglądała na mnie niepewnie. W końcu to ona widziała, jak rozmawiam z Calumem i powiedziała, żebym trzymała się od nich z daleka.
- Ach, to Ci frajerzy. Pierwszy raz ich tutaj widzę - odezwał się Matt.
Zacisnęłam usta w cienką linię, patrząc na moich "przyjaciół", jak posyłają nieprzyjemne spojrzenia w stronę grupki.
- Co jest? - spytała nagle Deb.
Gdy spojrzałam na nią, ocierała właśnie usta wierzchem dłoni. Ohyda. Uniosła się bardziej na miejscu, zaglądając ponad oparciem kanapy, na której siedziałam. Skrzywiła się i spojrzała na sekundę na mnie, po czym odwróciła wzrok. Pewnie musiała teraz pomyśleć, o tym, że wiem o jej pocałunku z Calumem.
- Myślałem, że nie wpuszczają tutaj byle kogo - syknął Nick, gdy zdążył już zobaczyć, na kogo wszyscy patrzą.
Deb zaśmiała się na słowa swojego chłopaka, ale mogłam poznać, że robiła to tylko na pokaz. Przewróciłam oczami, słysząc, że nie mają zamiaru przestać o nich mówić.
- Ok, możemy wrócić do gry? - spytałam, pokazując w stronę toru.
Katie nie spuszczała ze mnie wzroku przez cały czas, a po moim pytaniu prychnęła pod nosem. A z tą co do cholery?
- Ta, po prostu... - Matt opadł na miejsce. - Nie dość, że widzę ich w szkolę, to jeszcze tutaj musieli przyjść.
- Przecież nic Ci nie robią - wymamrotałam cicho.
Wyglądało jednak, że wszyscy to usłyszeli, bo spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego robią z tego taką wielką sprawę. Ok, mogli ich nie lubić, ale co im przeszkadzało, że siedzieli w tej samej kręgielni co my? To było niedorzeczne.
- Dobrze się czujesz, Ivy? - zakpiła Katie i kopnęła mnie lekko w nogę, jakby chciała mi dać znać, żebym nic więcej nie mówiła.
- Wystarczy, że istnieją - mruknął Nick, a reszta od razu go poparła.
Nagle nie miałam już w ogóle ochoty dalej tutaj siedzieć. Chciałam być już w swoim domu z dala od nich wszystkich.
Zerwałam się z miejsca i podeszłam do wieszaka, skąd zabrałam swoją kurtkę.
- Ivy, co robisz? - spytała Deb, wyglądając na zaniepokojoną moim zachowaniem.
- Właściwie to naprawdę niezbyt dobrze się czuję, lepiej pójdę do domu - skłamałam i szybko ubrałam na siebie kurtkę.
- Nie dokończyliśmy gry - rzuciła Nora, pokazując ręką na tor obok nas.
- Jakoś przed chwilą nie wyglądało na to, że chcecie grać - odpowiedziałam ostrym tonem i wiedziałam, że muszą teraz myśleć, że zwariowałam. - Do jutra.
Ruszyłam szybko w stronę drzwi i wychodząc, nie obejrzałam się na nikogo w środku. Ani na moich znajomych ani na grupkę Michaela.
Było dosyć zimno na dworze, więc wyciągnęłam telefon z kieszeni moich dżinsów, chcąc załatwić sobie transport. Normalnie w takiej sytuacji zadzwoniłabym po Ashtona, ale przecież był na imprezie. Podejrzewałam, że żadne z moich rodziców nie odbierze telefonu, ale mimo to zaryzykowałam.
Odeszłam trochę na bok, przyciskając telefon do twarzy i czekałam na sygnał. Słyszałam jak za moimi plecami otwierają się drzwi od kręgielni i miałam nadzieję, że to nikt z moich znajomych. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Michaela, Caluma i Luke'a. Całe szczęście.
Nie wyglądało jednak na to, żeby mnie zauważyli. Po tym, jak moja mama nie odebrała, spróbowałam dodzwonić się do taty, ale z takim samym skutkiem. W międzyczasie grupka koło mnie pożegnała się ze sobą i Calum z Lukiem ruszyli w jedną stronę, podczas gdy Michael zaczął iść w moją. Jeśli to nie jest znak od kogoś z góry, to nie wiem, co mogłoby nim być.
Schowałam z powrotem komórkę do kieszeni i zawołałam:
- Mikey!
Michael zatrzymał się i rozejrzał dookoła, póki jego wzrok nie zatrzymał się na mnie. Wydawało mi się, że westchnął głośno, ale mimo wszystko podszedł bliżej mnie.
- Hej - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Idziesz w tę stronę?
Pokazałam palcem na drogę po mojej prawej stronie, a Michael przewrócił oczami.
- Taa, w końcu właśnie w tamtą stronę szedłem, zanim mnie zawołałaś.
Pokiwałam głową, nie przejmując się jego chłodnym głosem i gdy zaczął iść, musiałam podbiec do niego. Michael szedł dalej, nie zwracając na mnie uwagi.
- Często chodzicie do kręgielni? - spytałam, by przerwać ciszę.
Michael nie odzywał się przez chwilę, więc dopowiedziałam:
- Nie widziałam tam Was nigdy wcześniej.
- Um, nie. Byłem tam pierwszy raz - powiedział, wzruszając ramionami.
Zaskoczyło mnie, że zwyczajnie odpowiedział mi na pytanie, zamiast użyć jakiejś niemiłej odzywki, czy całkowicie mnie olać. Może Michael był już zmęczony tym, że nie chciałam mu dać spokoju.
- Ok - mruknęłam z uśmiechem. - Tak myślałam. Właściwie zdziwiło mnie, że tam byliście.
- Ta, twoich znajomych też - odpowiedział i prychnął pod nosem.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, a uśmiech zniknął z mojej twarzy. Michael patrzył ciągle przed siebie, gdy szliśmy chodnikiem, a ręce schował do kieszeni swojej kurtki.
- Co masz na myśli?
Miałam nadzieję, że nie usłyszał nic z tego, co mówili, chociaż wątpiłam, żeby się tym przejął. Michaela nie obchodziło, co inni o nim myślą i to mi się w nim podobało.
- Gapili się na nas, jakby zobaczyli kosmitów.
Zagryzłam wargę, zastanawiając się, co na to odpowiedzieć. Oczywiście, że musieli zauważyć, to jak na nich patrzyli.
- Przepraszam za nich.
Michael zatrzymał się i spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakby nie rozumiał, co właśnie powiedziałam.
- Co?
- Przepraszam za nich - powtórzyłam. - Nie wiem, co jest z nimi nie tak...
Po tych słowach Michael wrócił do swojej nieprzyjaznej miny i uniósł brwi.
- Ja wiem. Są bezmyślnymi idiotami.
Od razu zaczęłam się zastanawiać, czy ma też teraz mnie na myśli. Na pewno myślał tak o mnie wcześniej, tego byłam pewna, w końcu powiedział mi parę niemiłych rzeczy kilka dni wcześniej. Nie wiedziałam tylko, czy dalej tak myśli czy po prostu ma mnie za irytującą, natrętną dziewczynę.
Michael odchrząknął, spoglądając na mnie wyczekująco.
- Tutaj mieszkam - w końcu powiedział.
Och, chciał, żebym sobie poszła. Pokiwałam głową, uśmiechając się do niego lekko.
- Ok, więc pewnie zobaczymy się jutro w szkole. Do jutra, Mikey! - zawołałam.
Michael wyglądał, jakby chciał powiedzieć: "nigdy w życiu", ale wciąż stał w tym samym miejscu, jakby chciał się upewnić, że na pewno stamtąd pójdę i nie będę szła za nim do jego klatki. Zaczęłam wolno iść i pomachałam mu jeszcze przez ramię. Było już całkowicie ciemno na dworze i tylko pojedyncze lampy oświetlały mi chodnik. Objęłam się ramionami, wiedząc, że jeszcze sporo drogi przede mną.
Michael
Obserwowałem, jak Ivy oddalała się ode mnie, jeszcze chwila i zniknie za budynkiem. Wyglądała na tak drobną, że byłem pewien, że gdyby ktoś ją zaatakował, nie poradziłaby sobie. Dalej jej nie lubiłem, to się nie zmieniło, ale było już późno i ciemno. Moja mama pewnie nie byłaby ze mnie zadowolona, wiedząc, że pozwoliłem jakiejś dziewczynie pójść samej do domu o takiej porze. Nieważne, że była to Ivy Foster, pomyślałem z niezadowoleniem i ruszyłem szybko za nią. To tylko ze względu na moją mamę.
Ivy szła dość wolno, więc zaraz wyrównałem z nią krok i postukałem ją nieznacznie w ramię. Podskoczyła i położyła sobie dłonie na piersi, jakby serce miało jej zaraz stamtąd wyskoczyć.
- O Boże, Mikey! - zawołała i mogłem zauważyć wyraz ulgi na jej twarzy.
- A kto inny?
Spojrzałem na nią, unosząc brwi, a ona odwróciła wzrok i pokręciła głową.
- Um, nie wiem, myślałam... nieważne.
To było dziwne, ale nie miałem zamiaru ją o to wypytywać, w końcu nic mnie to nie obchodziło. Ruszyłem z powrotem, nawet na nią nie patrząc, chociaż właśnie dlatego tutaj szedłem, żeby odprowadzić ją do domu. Słyszałem szybkie kroki Ivy za sobą i po chwili jej dłoń otarła się o moją, gdy udało jej się mnie dogonić. Widziałem po jej minie, że zrobiła to przypadkiem, ale po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jakby cieszyła się, że to się stało. Schowałem szybko ręce do kieszeni.
- Co robisz, Mikey? Myślałam, że tam mieszkasz - powiedziała, pokazując palcem za nas.
- Moja mama nie byłaby zadowolona, że pozwoliłem jakiejś dziewczynie wracać po ciemku do domu - odpowiedziałem, zerkając na nią kątem oka.
Ivy wyglądała na rozbawioną, jakby wcale mi nie uwierzyła. Jeśli myślała, że był jakiś inny powód, to grubo się myliła.
- Twoja mama? - mruknęła, uśmiechając się szeroko. - Oczywiście.
Przewróciłem oczami, słysząc jej słowa. Wiedziałem, że nie powinienem był tego robić. Z jakiegoś głupiego powodu, ona odbierała wszystko, co robiłem w inny sposób, niż było naprawdę. Albo była tak głupia albo po prostu zbyt uparta, żeby porzucić tę swoją gierkę. Czekałem na moment, aż to wszystko się jej znudzi i powie mi, jak wielkim jestem zerem.
- Mikey?
Oderwałem wzrok od chodnika, w który się wpatrywałem i spojrzałem na nią. Ivy wyglądała na zaniepokojoną i podejrzewałem, że mówiła coś do mnie chwilę temu.
- O czym myślałeś? - spytała cicho, jakby nie chciała, żeby ktoś nas usłyszał.
Nikogo nie było wokół nas. Czy ona naprawdę myślała, że powiedziałbym jej, o czym myślałem? Zresztą może powinienem to zrobić, może wtedy przyznałaby się, że nie robi tego wszystkiego bezinteresownie. A może kolejny raz doprowadziłbym ją do płaczu. Mimo wszystko nie chciałem tego zrobić.
- O tym, że chciałbym być już w domu - odpowiedziałem, żeby uświadomiła sobie, że nie odprowadzam ją z sympatii, jak prawdopodobnie sobie ubzdurała.
- A mimo wszystko jesteś tutaj ze mną - powiedziała z zadowoleniem.
Mogłem się domyślić, że znowu zrobi coś takiego.
- Niestety - burknąłem.
Ivy nie wyglądała, jakby się tym przejęła i przyglądała mi się przez chwilę z zainteresowaniem. Uniosłem brwi, posyłając jej nieprzyjemne spojrzenie, na co ona tylko uśmiechnęła się z rozbawieniem.
- Mikey, chciałam Cię o coś spytać.
Kurwa. O co do cholery mogła chcieć mnie spytać? Nie odpowiedziałem nic, mając nadzieję, że da sobie z tym spokój, ale Ivy musiała uznać to za zgodę.
- Mówiłeś wtedy serio? O Calumie?
Tego się na pewno nie spodziewałem, spojrzałem na nią z zaskoczeniem. Wyglądała na poważną i czekała na moją odpowiedź.
- Co dokładnie? - spytałem, udając, że nie wiem, o co jej chodzi.
- Powiedziałeś, że Calum jest we mnie zakochany, ale nie może być...
- Dlaczego nie może? - przerwałem jej.
Ivy uśmiechnęła się nieznacznie do mnie, jakby chciała mi powiedzieć, że odpowiedź jest oczywista. Dla mnie nie była.
- Calum mnie nie zna, rozmawiałam z nim może 2 razy i to naprawdę krótko. Dlatego nie może być we mnie zakochany, w prawdziwej mnie. Myślę, że raczej jest zakochany w jego wyobrażeniu o mnie, tym co wymyślił sobie w głowie. Gdy pozna mnie lepiej, przejdzie mu.
Wzruszyła nieznacznie ramionami, a ja zaniemówiłem. Nie spodziewałem się po niej takiej odpowiedzi i choć nie chciałem powiedzieć tego na głos, miała rację.
- Zresztą - dodała, gdy nic nie odpowiedziałem. - Gdyby mnie kochał, to nie całowałby się z Deb na imprezie.
- Co? - spytałem ze zdziwieniem.
Ivy posłała mi rozbawione spojrzenie, jakby moje zachowanie było niesamowicie dla niej zabawne.
- Myślę, że jeśli ktoś kogoś naprawdę kocha, nie mógłby zrobić czegoś takiego z inną osobą.
- Naprawdę tak myślisz? - spytałem, marszcząc brwi.
Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co robię. Rozmawiam z nią, pytam ją o jej zdanie. Cholera, to nie miało tak być.
- Taa, myślę, że tak - odpowiedziała i pokiwała głową.
Pociągnęła rękawy kurtki bardziej, tak żeby zasłaniały jej dłonie i przyglądała mi się, czekając, aż coś powiem. Nie wiedziałem nawet co odpowiedzieć, nigdy nie myślałem, o takich rzeczach jak miłość. Sam nigdy nie byłem zakochany, więc był to dla mnie dość odległy temat. Poza tym i tak nie powiedziałbym jej, co o tym myślę, nawet gdybym wiedział.
- W takim razie Twoja przyjaciółeczka Deb musi naprawdę mieć gdzieś swojego chłopaka.
Obiło mi się parę razy o uszy, że Debbie zdradziła Nicka i chyba wiedzieli o tym wszyscy w szkole, oprócz niego. Do cholery, przecież niecały tydzień temu całowała się z Calumem.
- Na to wychodzi.
Kolejny raz mnie zaskoczyła. Myślałem, że zacznie jej bronić, mówić, że to co innego. A ona właściwie przyznała mi rację. Może Ivy nie była, aż taka zła, jak myślałem. Może była trochę lepsza od swoich znajomych. Albo może było już dość późno i nie myślałem trzeźwo. To ostatnie było najbardziej prawdopodobne.
Czułem, jak Ivy spogląda na mnie co chwilę, ale nie spojrzałem na nią, przyglądając się mijanym przez nas domom. Jeszcze chwila i ta męka się skończy. Jeszcze chwila i pozbędę się towarzystwa Ivy Foster.
- Jesteś strasznie wysoki - powiedziała nagle.
Zmarszczyłem brwi, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Potrafiła czasem mówić o naprawdę całkowicie przypadkowych rzeczach.
- A Ty jesteś strasznie niska - odpowiedziałem.
- Nieprawda! - zawołała z rozbawieniem.
Pokręciłem głową, oczywiście, że była.
- Może i jestem dosyć niska, ale nie aż tak bardzo - dodała, widząc moją minę. - To dlatego, że Ty jesteś nienaturalnie wysoki.
- Wow, dzięki - mruknąłem z sarkazmem.
Doszliśmy wreszcie do jej domu i już chciałem zawrócić, nie żegnając się z nią, gdy złapała mnie za nadgarstek. Dalej trzymałem dłonie w kieszeniach, ale rękaw kurtki odsłaniał kawałek mojej skóry i właśnie w tym miejscu zacisnęła swoje palce. Zrobiłem wielkie oczy, patrząc na moją rękę, a później na nią, ale nic sobie z tego nie robiła.
- Och, miałam to na myśli w dobry sposób! - zawołała. - To naprawdę seksowne.
Powiedziała to jak gdyby nigdy nic i ktoś inny pewnie zawstydziłby się w tym momencie, ale ona uśmiechnęła się do mnie szeroko. Chwila, czy ona właśnie nazwała mnie seksownym...
- Dzięki Mikey, że mnie odprowadziłeś. To bardzo miłe z Twojej strony.
Chciałem zaprotestować, powiedzieć, że to wcale nie było miłe. Że zrobiłem to ze względu na moją mamę. Przecież jej to powiedziałem. Ale wtedy Ivy stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek, zanim zdążyłem zareagować. Zaśmiała się cicho, zapewne z powodu mojej zdziwionej i oburzonej miny. A gdy otarłem policzek dłonią, pokręciła głową z rozbawieniem.
- Do jutra, Mikey!
Odwróciła się ode mnie i szybkim krokiem podeszła do swojego domu. Spojrzała na mnie ostatni raz z szerokim uśmiechem na twarzy, zanim zamknęła za sobą drzwi. Wzdrygnąłem się, ocierając mocniej policzek. Co do cholery sprawiło, że pomyślała, że to będzie w porządku?
Nie powinienem był jej odprowadzać. Teraz pewnie już nie będę mógł się jej pozbyć.
Cholera, Michael, Ty idioto...
Cholera, Michael, Ty idioto...
*
kocham Michaela i Ivy razem
Świetny :) czekam na nn
OdpowiedzUsuńDopiero nie dawno znalazłam te ff i się tak wkręciłam :) to jest takie super. Czekam na nn i weny życzę :*
OdpowiedzUsuńHahah Michael bryła lodu;D Nie wiem dlaczego ale mnie ta Ivy wnerwia niemal tak samo jak Michael'a... Z niecierpliwością czekam na nn:) Oraz zapraszam do mnie:) http://if-you-dont-know.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper, czekamy na nastepny i dziekujemy za to ze dla nas piszesz ♥♥♥
OdpowiedzUsuńKOCHAM twojego bloga więc poleciłam go u siebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://miloscjestjaktatuaz.blogspot.com/
Super♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie kiedy Michael zmieni swoje nastawienie do Ivy? On nie może być wiecznie dla niej taki oziębły i zdystansowany. Boi się otworzyć przed nią, ale myślę, że gdy z czasem pozna lepiej tą dziewczynę, jego nastawienie zmieni się.
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga wczoraj, dość późno... Pół nocy nie spałam, ale było warto! Super blog, rozdział i wgl wszystko ;)
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na następny rozdział =]
Genialny. Nie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuń@megatightening
ten ff jest najlepszy z tych w których Mikey jest głównym bohaterem <3 Zakochałam się w tym rozdziale może on zmienić wszystko a zarazem zostawić :3 Czekam nn I życzę weny <3
OdpowiedzUsuńJeju ♥słodka parka z nich niech on się choć trochę do niej przekona *.* :* /MofoLena
OdpowiedzUsuńOd dzisiaj oni są moim OTP!!
OdpowiedzUsuń