Ivy
Nie obchodziło mnie w tym momencie to, że zostały mi jeszcze dwie lekcje czy to, że co chwilę na kogoś wpadałam, idąc szybko chodnikiem. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju i ukryć twarz w poduszce. Łzy ciągle płynęły po mojej twarzy, więc trzymałam głowę nisko tak, by mijający mnie ludzie nie mogli tego dostrzec. Droga wydawała mi się jeszcze dłuższa niż zawsze, dlaczego do cholery nie mogłam mieszkać bliżej szkoły? Albo chociaż gdybym była pełnoletnia, mogłabym mieć już prawo jazdy i wtedy użyłabym samochodu.
Uniosłam wzrok znad chodnika i rozejrzałam się dookoła, zauważając, że jestem już na swoim osiedlu. Jeszcze kilka minut i wreszcie będę w domu, gdzie już na pewno nikt nie zobaczy, jak płaczę. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i zamarłam w pół kroku. Cholera, to Ashton. Musiał wcześniej skończyć zajęcia i pewnie zobaczył mnie ze swojego okna, przed chwilą dopiero co minęłam jego dom. Szybko otarłam łzy z twarzy i przygryzłam wargę, powstrzymując się od dalszego płakania. Kogo ja chciałam oszukać, Ash nie jest głupi i od razu zawuaży, w jakim jestem stanie.
Odetchnęłam głęboko, szykując się na rozmowę z nim, ale gdy odwróciłam się, wcale nie zobaczyłam Ashtona. To był ten dziwny koleś z imprezy, który próbował mnie poderwać. Odsunęłam się od razu od niego, widząc jak wpatruje się we mnie tym samym wzrokiem co wtedy. Jak drapieżnik, któey wypatrzył swoją ofiarę.
- Hej Ivy! - zawołał, uśmiechając się szeroko.
- Um cześć...
Cofnęłam się jeszcze parę kroków do tyłu, na co on przysunął się bliżej mnie. Dobrze pamiętałam, że nie powiedziałam mu wtedy swojego imienia.
- Wade - powiedział z poważną miną. - Nazywam się Wade, przedstawiłem Ci się na imprezie.
- Tak, pamiętam.
Pokiwałam niepewnie głową i rozejrzałam się dookoła, widząc, że nie ma tu żadnych ludzi. Cudownie. Nie patrząc już na niego, zaczęłam z powrotem iść w stronę domu.
- Co u Ciebie, Ivy?
Wade zaczął iść koło mnie, znowu uśmiechając się szeroko. U mnie cudownie, jak zresztą widać po tuszu rozmazanym po całej mojej twarzy... Uniosłam tylko brwi, patrząc na niego przez chwilę i odwróciłam wzrok, skupiając się na drodze przede mną.
- Słuchaj, muszę iść, śpieszę się...
- Odprowadzę Cię - wtrącił.
Przyśpieszyłam kroku jeszcze bardziej, zastanawiając się jak mogłabym się go pozbyć. Nie chciałam, żeby ten koleś dowiedział się, gdzie mieszkam.
- Um, nie trzeba.
- Nie ma problemu - odpowiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę.
- Mojemu chłopakowi by się to nie spodobało, więc...
- Naprawdę masz chłopaka? - spytał i gdy ja się zatrzymałam, on zrobił to samo.
- Tak i jest bardzo zazdrosny...
- Nie boję się go - powiedział, wzruszając ramionami. - Jestem pewien, że w razie czego mogę go załatwić.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, on chyba nie zauważył mojej wystraszonej miny, bo wciąż uśmiechał się do mnie. Tak samo jak wcześniej nie zwrócił uwagi na to, że płaczę i jestem smutna. Przełknęłam nerwowo, żałując, że nie zostałam w szkole. Ale gdy przypomniałam sobie, dlaczego stamtąd poszłam, wiedziałam, że nie dałabym rady wysiedzieć tam do końca lekcji.
- Tego bym nie chciała. Po prostu zostaw mnie w spokoju, ok?
Zaczęłam iść jak najszybciej potrafiłam, tak że prawie wyglądało to, jakbym biegła. Nie czekałam nawet, czy odpowie mi coś na to, nie odważyłam się też obrócić za siebie. Dopiero gdy byłam pod moim domem, rozejrzałam się dookoła. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że gdzieś sobie poszedł. Całe szczęście. Najpierw Michael, teraz jeszcze tego mi brakowało, żeby jakiś koleś śledził mnie pod mój dom. Ten dzień nie mógł być gorszy.
Gdy weszłam do domu, od razu zamknęłam drzwi na klucz. W środku nie było nikogo, co nie zdziwiło mnie ani trochę. Przyzwyczaiłam się do samotności. W szkole mimo tych wszystkich otaczających mnie ludzi, często czułam się samotna. Ale w domu to uczucie tylko się nasilało. Może właśnie dlatego lubiłam być popularna, ludzie lubili mnie i czułam się wtedy w jakiś sposób doceniona, wiedziałam, że ktoś mnie zauważa. Nie tak jak w wypadku moich rodziców.
Weszłam szybko po schodach i po wejściu do mojego pokoju, od razu rzuciłam plecak pod ścianę i opadłam na łóżko. Michael znowu pojawił się w moich myślach, choć tak bardzo próbowałam wyrzucić go z mojej głowy. Miałam wrażenie, jakby jego słowa na stałe wyryły się w moim umyśle. Michael nic o mnie nie wiedział. Nie miał prawa tak do mnie mówić. Może i dla ludzi z zewnątrz, wyglądałam jak jedna z tych pustych, głupich lasek, dla której liczy się tylko popularność i imprezy. Ale to nie było do końca tak. Jasne, lubiłam imprezy, podobało mi się to, że jestem lubiana w szkole, ale to wcale nie jest dla mnie najważniejsze. Cholera, właściwie to nawet nie mogłam doczekać się, aż skończę szkołę i zostawię to wszystko za sobą. A jeśli Michael oceniał mnie tylko z powodu mojego wyglądu i pozorów, to jedynie o nim źle świadczyło.
Nie wiem z jakiego powodu, aż tak bardzo mnie nie lubił. Właściwie to powiedział, że mnie nienawidzi. Ale czy naprawdę tak było? Jak mógł mnie nienawidzić mimo tego, że w ogóle mnie nie znał? Zresztą pocałował mnie na imprezie, może i był pijany, ale gdyby naprawdę, aż tak bardzo mnie nie lubił, to na pewno by tego nie zrobił.
Ale jeśli naprawdę chciał, żebym dała mu spokój, to mógłby być pewien, że już więcej nie będę go męczyć. Po tym co do mnie powiedział, wolałam nie wchodzić mu w drogę i uniknąć kolejnej sytuacji, która skończyłaby się moim płaczem. Nie powinnam była pozwolić na to, żeby jego słowa, aż tak mną wstrząsnęły. Przecież on nic dla mnie nie znaczył i tak właśnie pozostanie.
Kolejny raz otarłam łzy z mojej twarzy, postanawiając zapomnieć o Michaelu i naszej krótkiej znajomości. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie zadzwonić do Ashtona, przydałoby mi się z nim porozmawiać, w końcu zawsze umiał poprawić mi humor. Zrezygnowałam jednak z tego pomysłu, nie chcąc go martwić i postanowiłam zejść do kuchni po lody. Jedzenie na pewno pomoże mi się rozchmurzyć.
I gdy usiadłam w salonie z opakowaniem lodów na kolanach, i włączyłam telewizor, był to jedyny dźwięk w całym domu. I chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czułam się, aż tak samotna jak w tym momencie.
*
Michael
Na chemii jak zwykle zająłem miejsce na końcu klasy, nie zwracając uwagi na osoby, które spoglądały na mnie z niezadowoleniem. Przyzwyczaiłem się do tego. Wyciągnąłem telefon z plecaka i oparłem go o nogę pod ławką, mając zamiar grać całą lekcje. Wszystko wyglądało tak jak zawsze, póki nauczyciel nie zaczął sprawdzać obecności i doszedł do litery "F".
- Foster?
Po chwili ciszy, zapauzowałem grę i uniosłem głowę, rozglądając się po klasie.
- Ivy Foster?
Nie było jej tutaj. Brakowało jej brązowych włosów przerzuconych przez oparcie krzesła i cichego śmiechu, gdy któryś chłopak rzucał w jej stronę głupimi tekstami, mając nadzieje, że ją poderwie. Tym razem nic takiego się nie działo. Jej miejsce było puste i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że miało to coś wspólnego ze mną.
Zauważyłem, że miała łzy w oczach, zanim wróciłem do szkoły. Zauważyłem, że zabolały ją moje słowa, ale myślałem, że szybko się z tego otrząśnie i wróci na lekcje. Wychodziło na to, że się myliłem i zaczynałem czuć się naprawdę winny. Może potraktowałem ją za ostro, chciałem po prostu, żeby wreszcie dała mi spokój, więc nie myśląc o tym, jak ona się poczuje, powiedziałem, co o niej myślę. Bo naprawdę tak o niej myślę, a może myślałem...
Gdy rozmawiałem z nią na imprezie, byłem pijany, ale nie wydawała się w ogóle tak denerwująca jak normalnie. Nie byłem tylko pewien, czy myślałem tak przez alkohol czy dlatego, że wreszcie to ja nie byłem dla niej wredny i rozmawiałem z nią zwyczajnie. Pamiętam, że myślałem wtedy, że jest naprawdę urocza i właściwie dobrze mi się z nią spędzało czas. A potem ją pocałowałem i tak, to był błąd, ale nie mogłem powiedzieć, że nie podobało mi się to, bo wtedy bym skłamał.
Zamknij się Michael, syknąłem na siebie w myślach. Może i Ivy nie była taka zła, jak cały czas myślałem, ale nie znaczyło to nic więcej. Dalej jej nie lubiłem, dalej była tym typem popularnej dziewczyny, którego nie znosiłem. Ale może jednak jej nie nienawidziłem i nie powinienem mówić jej tych rzeczy. Moja mama zabiłaby mnie, gdyby kiedykolwiek dowiedziała się, że potraktowałem w taki sposób jakąkolwiek dziewczynę.
Postanowiłem, że przeproszę Ivy, a potem każde z nas wróci do swoich żyć, jak gdyby nigdy nic. Jak gdybyśmy nigdy ze sobą nie rozmawiali i będę mógł dalej jej nie lubić. Z daleka, tak jak powinno być. Wiedziałem, że nie mogę przeprosić jej tutaj, w szkole. Musiałbym podejść do niej, gdy będzie otaczać ją jej grupa bezmózgich przyjaciół, a nie chciałem się narazić na jakikolwiek kontakt z nimi.
Dlatego, gdy zadzwonił dzwonek, wyszedłem szybko z klasy, chcąc znaleźć Caluma, zanim wyjdzie ze szkoły. Byłem pewien, że Cal wie, gdzie mieszka Ivy.
- Calum! - zawołałem, gdy zobaczyłem jego i Luke'a.
Zatrzymali się blisko drzwi i czekali na mnie, aż do nich dołączyłem i wyszliśmy na zewnątrz.
- Hej Mike, co jest?
- Wiesz, gdzie mieszka Ivy Foster? - spytałem.
Luke spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a Calum na dźwięk jej imienia praktycznie podskoczył.
- Co? Dlaczego?
- Nauczyciel kazał mi zanieść jej pracę domową z chemii - powiedziałem.
Cal pokiwał głową, tak samo Luke i byłem zdziwiony, że tak łatwo udało mi się skłamać. Calum podał mi jej adres, który od razu powtórzyłem kilka razy w myślach. Wyglądał właściwie na dosyć niezadowolonego, jakby właśnie zdradził jakiś sekret, który go z nią łączył, a który teraz wiedzieliśmy też my.
- To to osiedle dla bogaczy? - spytałem, żeby się upewnić.
- Taa, mieszka niedaleko Ashtona, więc powinieneś tam trafić bez problemu.
Pokiwałem głową na jego słowa, przypominając sobie naszą drogę na imprezę.
- Ok, dzięki. Do jutra!
Zanim zdążyli powiedzieć do mnie coś jeszcze, szybko od nich odszedłem. Ruszyłem w stronę przystanku i nie musiałem długo czekać, aż autobus przyjechał. Zająłem miejsce na końcu jak zawsze, myśląc o tym, że jestem głupi, że to robię. Ale wtedy znowu przypominałem sobie jej zszokowaną twarz i oczy wypełnione łzami. Im szybciej będę miał to za sobą tym lepiej.
Wysiadłem na przystanku, tym samym, gdzie wysiadła Ivy, ten jeden raz, gdy jechała ze mną autobusem. Właściwie to był pierwszy raz, gdy ze sobą rozmawialiśmy. Nigdy bym wtedy nie przypuszczał, że wysiądę z tego autobusu z zamiarem pójścia do jej domu. Minęło tylko parę dni, a ile rzeczy już zdążyło się zmienić. Nie lubiłem zmian, a ona właśnie to robiła z moim życiem. To musiało się skończyć jak najszybciej, po tym jak ją przeproszę, wszystko wróci do dawnego stanu.
Rozpoznałem ulicę, którą szedłem i po chwili minąłem dom Ashtona, ten sam, w którym odbyła się impreza. Zwolniłem kroku, przyglądając się dokładnie mijanym przeze mnie domom. W końcu zobaczyłem znak liczby "19" przyczepiony do ściany i wiedziałem, że jestem na miejscu. Otworzyłem drzwi od bramki i wszedłem na podwórko, gdy podszedłem do drzwi, zobaczyłem tabliczkę z nazwiskiem Ivy, co tylko upewniło mnie w tym, że jestem w dobrym miejscu. Odetchnąłem głęboko, przeklinając siebie w myślach, że to robię i nacisnąłem przycisk, włączając dzwonek.
Czekałem chwilę, ale nic się nie stało, więc zadzwoniłem jeszcze parę razy i w końcu drzwi otworzyła mi Ivy. Nie mogłem nic z siebie wydusić, gdy ją zobaczyłem. Oczy miała całe czerwone i zapuchnięte, jakby płakała przez cały ten czas. Czy to naprawdę przeze mnie? Może coś innego jeszcze przydarzyło jej się w międzyczasie i to właśnie dlatego płakała? W końcu dlaczego miałaby się przejąć moją opinią? Nie byłem nikim ważnym, moje zdanie nie powinno ją obchodzić.
Ivy, gdy tylko zobaczyła, że to ja, chciała zatrzasnąć drzwi. W ostatniej chwili dostrzegając, co chce zrobić, wsadziłem stopę między framugę a drzwi, tak że nie mogła ich zamknąć i jedynie uderzyła o moją nogę.
- Ugh, odejdź stąd! - krzyknęła, uderzając drzwiami w moją stopę kolejny raz.
Przybrałem odważną minę, nie dając po sobie poznać, że mnie to zabolało i popchnąłem drzwi, tak że otworzyły się bardziej, a Ivy zachwiała się.
- Mogę wejść?
- Myślałam, że miażdżenie Twojej nogi mówi samo za siebie... - zaczęła, a ja wszedłem do środka. - Ta, jasne, wejdź.
Ivy założyła ręce na pierś, patrząc na mnie chłodnym wzrokiem. Nie byłem do tego przyzwyczajony, pierwszy raz zachowywała się tak w stosunku do mnie i czułem się z tym dziwnie.
- Czego chcesz? - spytała, gdy się nie odezwałem.
Szukałem odpowiednich słów w głowie, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Ivy patrzyła na mnie oczekująco, wyglądała, jakby chciała wyglądać na twardą i groźną, ale była ode mnie o wiele niższa i właściwie wyglądała nawet słodko. To znaczy głupio, wyglądała głupio...
- Chciałem Cię przeprosić...
- Co? - przerwała mi.
Widziałem, że jest tym naprawdę zaskoczona. Niby z jakiego innego powodu miałem do niej przyjść, chyba nie myślała, że przyszedłem, powiedzieć jej więcej niemiłych rzeczy?
- Przyszedłeś tutaj, żeby mnie przeprosić? - spytała.
- Ta...
Może jednak Ivy naprawdę nie była zbyt inteligentna, przecież przed chwilą właśnie to powiedziałem.
- Nie powinienem mówić tych rzeczy do Ciebie, ja nie miałem tego na myśli... - zacząłem, drapiąc się po głowie niepewnie.
Rzadko zdarzało mi się przepraszać ludzi, więc była to dla mnie nowa sytuacja i byłem całkiem pewien, że jestem w tym beznadziejny. Nie byłem pewien co powinienem powiedzieć, żeby mi wybaczyła. Nie, żeby bardzo mi na tym zależało, ale to było coś, co wypadało zrobić.
- Miałeś to na myśli - powiedziała cicho.
Zauważyłem, że jej oczy znowu napełniają się łzami. Ugh, nie, nie, nie. Jeśli zacznie płakać w moim towarzystwie, to chyba stąd ucieknę. To byłoby jeszcze bardziej niezręczne niż te chujowe przeprosiny.
- Ok, może i miałem, to znaczy nie do końca. Chodzi o to, że nie lubię takich ludzi... no wiesz tych popularnych, których nie widzą nic oprócz czubka swojego nosa - zacząłem.
Ivy spojrzała na mnie z niedowierzaniem, cholera ciągle mówiłem coś nie tak.
- To znaczy, mówię ogólnie... Ale właściwie nie wydajesz się, aż taka zła i...
- Wow, dzięki - mruknęła.
- Dasz mi dokończyć? - mruknąłem, przewracając oczami. - Zbyt szybko Cię oceniłem, to było naprawdę głupie i chamskie z mojej strony.
- I?
Patrzyłem na nią przez chwilę niepewnie, czego jeszcze do cholery oczekiwała? Że będę błagał ją na kolanach o wybaczenie?
- I... przepraszam.
Ivy spoglądała na mnie przez chwilę, przygryzając wargę. Na całe szczęście łzy już dawno zniknęły z jej oczu i nie wyglądało na to, żeby miała płakać w najbliższym czasie.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? - spytała nagle.
Serio, to było teraz najważniejsze? Powstrzymałem się od przewrócenia oczami i spokojnie jej odpowiedziałem:
- Calum podał mi Twój adres.
Ivy zmarszczyła nieznacznie brwi, zapewne zastanawiając się, skąd Cal go znał. Cóż, on wiedział wszystko o wszystkich, tym bardziej o niej, więc dla mnie w ogóle to nie było dziwne.
- Zauważyłem, że nie ma Cię na chemii, więc spytałem go o adres i przyjechałem Cię przeprosić, bo czułem się naprawdę głupio z tym, co zrobiłem.
- Taa, jesteś głupi... - powiedziała z cieniem uśmiechu na jej twarzy.
- Tego nie powiedziałem.
Skrzywiłem się lekko, a Ivy wyglądała, jakby chciała się zaśmiać, ale w końcu się powstrzymała.
- Więc zauważyłeś, że nie ma mnie na lekcji, spytałeś swojego kolegę o mój adres i przyjechałeś, aż tutaj po to, żeby mnie przeprosić? - spytała, patrząc na mnie uważnie.
Nie wiem, o co jej chodziło z tymi dziwnymi pytaniami. Przecież właśnie jej to powiedziałem.
- Taaa.
Ivy uśmiechnęła się nieznacznie i spuściła głowę, patrząc przez chwilę na podłogę. Ok, dziwne.
- To przeprosiny przyjęte? - spytałem.
Spojrzała z powrotem na mnie, tym razem jej oczy nie były już takie chłodne, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jesteś słodki Mikey, wiesz?
Zmarszczyłem brwi, słysząc jej słowa. Po pierwsze nazwała mnie Mikey, po drugie słodki? Czy ona miała coś nie tak z głową?
- Co? - spytałem tylko.
- Mogłeś przeprosić mnie jutro w szkole, ale Ty przyjechałeś specjalnie tutaj.
Ivy przybliżyła się bliżej mnie, właściwie stanęła naprawdę blisko i myślałem, że będzie chciała mnie pocałować.
- Ja... nie, to nie tak.
- Oczywiście - powiedziała z rozbawieniem.
Sięgnęła ręką za mnie, otworzyła drzwi i popchnęła mnie lekko, tak, że zrobiłem krok w tył i znalazłem się na zewnątrz. Chyba jednak nie chciała mnie pocałować...
- Ok, więc możemy wrócić do olewania się w szkole, tak? - mruknąłem.
Ivy spojrzała mnie z niezadowoloną miną i zatrzymała się z ręką na klamce.
- Jeśli naprawdę tego chcesz... - powiedziała cicho, zamykając drzwi przed moją twarzą.
Chciałem, oczywiście, że chciałem, a raczej próbowałem się przekonać, że tak było. Problem był w tym, że chyba wcale już tak nie myślałem.
*
ok, już (prawdopodobnie) ostatni raz zmieniłam zdjęcie Ivy!
Komentuje pierwsza, więc wypadałoby napisać coś więcej prócz: cudowny rozdział :D Przeczytałam wczoraj w nocy, ale oczywiście nie mogłam skomentować, bo mój telefon ma trochę słaby internet. xD
OdpowiedzUsuńSmutno mi było, gdy Michael tak potraktował Ivy, ale to co napisałaś teraz mnie podjarało. xD Ta scena, gdy Michael ją przepraszał była BOSKA. *_* Ale na pewno zdajesz sobie z tego sprawę, więc nie trzeba ci tego pisać. :P
Podejrzewam, że ten cały Wade pojawi się w kolejnych rozdziałach. Na pewno coś się stanie. Tak przeczuwam. xD
Śliczna jest nowa Ivy. *_* (zresztą jak poprzednie)
Tym rozdziałem poprawiłaś mi moje cholernie złe samopoczucie. :D
Twój styl pisania jest świetny. :) Nie zanudzasz, wręcz przeciwnie, więc tylko pozazdrościć. :3
Życzę dużooo weny. :*
Jak już pisze taki długi komentarz to chociaż jeszcze wstawię link do swojego bloga. Mini spam musi być. xD Tak, więc zapraszam do mnie. :3
http://dangerous-zayn-malik.blogspot.com
Boski
OdpowiedzUsuńIch zmiany nastroju i opinii o innych zmieniają się jak w kalejdoskopie, a zwłaszcza u Michaela. Ciekawe, co stanie się z nimi w kolejnym rozdziale ;)
OdpowiedzUsuńhuh... o.. było dość słodkie ... :D.. sama nie wiem co więcej powiedzieć.. a raczej napisać :). czekam na następny rozdział :).. i życzę dużoooo weny
OdpowiedzUsuńTo było takie uroczę nie mogę się doczekać nexta.
OdpowiedzUsuń@megatightening
To było sweet <3 Kocham ten ff :3 Kocham jak piszesz ... Cekam na nexta życze dużo weny i superowych wakacji <3
OdpowiedzUsuńsłodki Mikey <3 haha, uroczy rozdział :D
OdpowiedzUsuń